niedziela, 24 marca 2013

Days Are Numbered






  Nagle ktoś zapukał do drzwi. 'Ktoś' znaczy oczywiście dziadkowie. Jak gdyby nigdy nic, otworzyłam drzwi.
-Oj, witaj Taylor ! - babcia mocno mnie przytuliła.
   Troszeczkę za mocno, bo w pewnym momencie przed oczami zrobiła mi się biało.
-Cześć skarbie ! - przywitał się dziadek.
-Cześć, wchodźcie - zaprosiłam gości.
-Dzień dobry. Nazywam się Andy..
-A któż to taki ? - babcia mu przerwała.
-Nazywam się..
-Taylor, kto to ?
-Babciu, to jest Andy B..
-I co on tutaj robi ?!
-Słucham ?
-Co on tutaj robi ?! W twoim domu ?! W takim dniu ?! Chodź, musimy porozmawiać - babcia złapała mnie za rękę i pociągnęła do gabinetu, zamknęła drzwi i usiadła na kanapie.
  Stanęłam naprzeciwko jej.
-Kto to jest ? Co on tu robi ? Dlaczego ? I po co ?
-Babciu, to jest Andy. Jest dla mnie w tym momencie najbliższą osobą, bardzo go kocham, mieszkamy razem i pomaga mi - niczego nie ukrywałam.
-Czyli twoi rodzice wyjechali, a ty sobie chłopaka znalazłaś, tak ?
-Babciu, miałam tu sama siedzieć ? Mam zaraz 18 lat !
-I mieszkasz z nim ?
-Tak babciu, mieszkam. Uważam, że to jest moja decyzja, a ja nie mam zamiaru ukrywać tego przed tobą.
-Dobrze Taylor, czyli jedziesz z nami.
-Co ?! Nigdzie z wami nie jadę !
-Taylor, proszę grzecznie.
-Babciu, tak szczerze mówiąc to widzę cie pierwszy raz od chyba 5 lat, wchodzisz do mnie niby chcąc porozmawiać o rodzicach, a teraz wtrącasz się w moje życie ?! Przez ten cały czas, sama sobie radziłam, byłam tu sama ! Nikt się mną nie interesował ! Nikt, oprócz Andy'iego i jego, teraz to już naszych, przyjaciół ! Gdyby nie on, to nie wiem, co ja bym teraz robiła ! Babcie, zrozum..
    Widać było, że babci zrobiło się głupio.
-Przepraszam.. - zawstydziłam się.
-To ja przepraszam.. Ja po prostu zobaczyłam go tu nagle i.. Przepraszam. Zapomniałam, że mam już tak dorosłą wnuczkę. Świetnie sobie sama radzisz i jeśli się kochacie.. To nie mam nic przeciwko żebyście nawet razem mieszkali, żebyś tylko była szczęśliwa.
  Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
-Chodź, wytłumaczymy ci jeszcze wszystko i musimy jechać - wyszliśmy do salonu.
        Na stole czekała już kawa, ciasto. Andy jest wspaniały.
Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam przy nim.
-Taylor.. - w tym momencie babcia zaczęła mi tłumaczyć tą całą sprawę, co dalej robimy.
   Nie chcę szczerze mówiąc tam jechać i tego oglądać. Pojadę do nich, jak już będzie po wszystkim. Uzgodniliśmy, że nie będzie żadnej uroczystości, ani nic. Co tutaj niby świętować. Modlitwa, światełko.. To będzie o wiele lepsze.
  Pożegnałam się z dziadkami i umówiliśmy się, że będziemy się częściej spotykać.

  Usiedliśmy obok siebie na kanapie.
-Dzisiaj u mnie śpimy - powiadomiłam Andy'iego.
-Chyba że ty nie chcesz to oczywiście cię nie zmuszam - dodałam.
-Ja nie chcę ? - Andy uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek.
  Nagle ktoś do mnie zadzwonił.
-Słucham ?
-Dobry wieczór. Dzwonimy ze szpitala. Stan pańskiego przyjaciela, Oliver'a, pogorszył się. Jest pani jedyną znaną nam, krewną osobą. Czy mogłaby pani do nas przyjechać ?
-Tak, oczywiście. Już jadę - szybko zerwałam się z kanapy.
-Co się stało ? - zapytał Andy.
-Coś jest z Oliver'em, muszę tam jechać - powiedziałam przerażonym głosem.
-Dobra, to chodź.
  Po chwili byliśmy w samochodzie. Widać było, że Andy jest poddenerwowany. Ja już nie miałam siły. Tutaj nie ma rodziców, tutaj z Oliver'em gorzej.. Gdyby jeszcze było coś nie tak z Andy'im, to nie wiem, jak poradziłabym sobie z tym wszystkim.
-Wiadomo co się stało ? - zapytał w końcu.
-Nie.. Ale strasznie się boję.. Co jak to coś bardzo poważnego..
   Andy nic nie odpowiedział.
Po chwili byliśmy przy szpitalu.
 Wysiadłam z samochodu.
-Idziesz ze mną ? - zapytałam.
-Tak, już..

-Przepraszam.. - zaczepiłam jakąś pielęgniarkę.
-Ja do Oliver'a..
-Tak, tak. Sala 32. Prosto i w lewo.
-Dziękuję bardzo.

  Stanęliśmy przed drzwiami.
-Ty wejdź. On chciał ciebie nie mnie, więc ja tutaj zostanę - zdenerwowany usiadł na krześle.
   Pokiwałam głową na tak i weszłam do sali.
-Dobry wieczór..
-Taylor Evans ? - podeszła do mnie jakaś lekarka.
-Tak.. Co z nim ?
-Z badań wynika, że to tymczasowa śpiączka. Nie wiemy co się dokładnie stało. Za kilka dni, powinien się wybudzić. Chodzi o to, że nie mamy jego paru dokumentów. Oliver dał mi tylko na wszelki wypadek klucze od domu, właśnie gdyby coś takiego się stało. Ja przecież nie mogę tam jechać więc czy mogłaby..
-Tak, oczywiście - odpowiedziałam i szybko wybiegłam na korytarz.
  Podeszłam do Andy'iego.
-Andy słuchaj.. Mam do ciebie tylko jeszcze jedną prośbę.. Możesz mnie zawieźć do domu Oliver'a ? - zapytałam niepewnie.
   Andy bez słowa wstał i poszliśmy do samochodu.
-Jaki adres ?
   Podałam mu kartkę.
 Dalej jechaliśmy bez słowa.
-Andy.. Co się dzieje ? - zapytałam w końcu.
-Nic.
-Przecież widzę..
-No przecież mówię, że nic. Już jesteśmy.
  Tą wypowiedzą, Andy wyraźnie miał na myśli to, żebym jak najszybciej opuściła jego samochód.
Szybko wysiadłam i popędziłam do domu Oliver'a.
   Dobra tu są jakieś papiery.. Jest jakaś teczka. Dokumenty ! Jest ! 
 Ponieważ nie wiedziałam co powinnam zabrać, wzięłam całą teczkę.
Szybko wsiadłam z powrotem do samochodu.
-Możemy jechać.. - zakomunikowałam.
   Andy oczywiście nic się nie odezwał.
Jechaliśmy i jechaliśmy. Droga dłużyła się, jak tylko mogła.
W końcu dojechaliśmy. Wysiadłam z samochodu, tym razem sama.
-Idź sobie do Oliver'a. Ja nie mam zamiaru spędzić całej nocy w szpitalu, bo jemu się coś nagle stało - po chwili Andy odjechał.
  Rozpadało się jak nigdy. Mnie po prostu zamurowało. Stałam i przyglądałam się, jak Andy odjeżdża.

Zaniosłam dokumenty. Trochę się osuszyłam. Uświadomiłam sobie, że klucze od domu zostawiłam w samochodzie oraz, że nie mam gdzie spędzić nocy. Telefon - w samochodzie. Nie ma jak zadzwonić po taksówkę. Nie spędzę nocy w szpitalu.. Zostało tylko jedno wyjście.. Pójść do Andy'iego, wszystko mu wyjaśnić i przeprosić.

  Po minucie bycia na zewnątrz, przemokłam do suchej nitki, a na oko, będę szła przynajmniej godzinę.

 Widok był piękny. Nowy Jork w nocy wygląda przecudnie. Centrum - jak z pocztówki. W końcu przestało padać. Usiadłam na jakiejś ławce.
  Nagle podeszła do mnie jakaś banda. Same chłopaki.
-Co taka ładne dziewczyna robi o tej porze sama w mieście ? Odprowadzić cię gdzieś ? - zapytał jakiś chłopak.
-Nie dzięki - odpowiedziałam i chciałam jak najszybciej opuścić ich towarzystwo.
-Nie tak prędko - jakiś chłopak zatamował mi drogę.
  Miałam łzy w oczach.
-Śpieszy ci się gdzieś ? - zapytał ponownie.
 Nic nie odpowiedziałam.
Nagle ktoś pociągnął mnie za biodra. Wylądowałam na kolanach jednego z bandy.
-Puść mnie !
-Nie ?
-Masz jakieś plany na wieczór ?
-Może mam..
-Ale związane z nami - jakiś chłopak przyciągnął mnie do siebie.
-Puść ją ! - wszędzie rozpoznam ten głos.
-Kogo my tu mamy ? Oooo.. Jaki słodki. Twój chłopiec ?
 Andy podszedł do niego i z całej siły uderzył do pięścią w twarz.
Szybko wyrwałam się i podbiegłam do Andy'iego. Mocno go przytuliłam i z łzami w oczach przeprosiłam, chociaż może i to nie był najlepszy moment. Andy złapał mnie za rękę i obydwoje kierowaliśmy do jakiejś kawiarni.
Andy zatrzymał się, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Pocałował tak, jak nigdy.




3 komentarze:

  1. rozdział jest zajebisty. Ciesze sie ze Taylor i Andy się pogodzili ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ci dziękuję :)) No właśnie się martwiłam, że nie ma komentarza od ciebie <3 Wielkie dzięki jeszcze raz i pisze nowy rozdział :))

    OdpowiedzUsuń