niedziela, 17 marca 2013

Don't go








   W końcu wypuścili mnie do domu. Nareszcie ! Nie ukrywam, że połamane żebra jeszcze troszkę bolą, ale lekarz stwierdził, że nie ma sensu tu leżeć, bo nic poważnego mi nie jest.
 Zadowoleni wróciliśmy do domu Andy'iego. O 13 mamy być w studiu. Premiera płyty już niedługo, a chłopaki nie mają jeszcze kilku piosenek.
-Na pewno chce ci się jechać ? - zapytał Andy.
-Tak, jasne - uśmiechnęłam się.
-Przecież wiesz, że uwielbiam tam jeździć !
-Dobra, to ja czekam w samochodzie ! - uśmiechnięty Andy kierował się w stronę swojej czerwonej 'limuzyny'.
  Ja w tym czasie szybko ogarnęłam pokój. Nagle ktoś zadzwonił.
-Mama ? - zapytałam sama siebie.
  Na telefonie wyraźnie tak pisało. Zaczęłam się bać.
Może wrócili ?! A tam nikogo nie ma ?! Może szkoła ?! Boże !
  Zdenerwowana odebrałam.
-Słucham ?
-Taylor Evans ? - zapytał jakiś mężczyzna.
-Tak.. Ale.. Ale o co chodzi ?
-Pańscy rodzice.. Oni.. Mieli wypadek.. I..
-Co ?! Przecież to niemożliwe ! Oni są..
-W Anglii. Tak wiem..
-Skąd w ogóle ma pan telefon mojej mamy ?!
-Pańscy rodzice zginęli ! Musieliśmy się jakoś skontaktować z rodziną ! Pańska babcia powiedziała nam przez telefon, żebyśmy do pani zadzwonili ! Ma pani szczęście, że telefon pańskiej mamy ocalał. Inaczej nie wiem, czy tak łatwo byśmy do pani dotarli z tą informacją..
-Czyli co ja mam teraz zrobić ?
-Ja.. Ja nie potrafię pani pomóc.. Może pani tutaj przyjechać..
-Nie.. Nie mogę.. Ja bym nie zniosła tego widoku.. Przepraszam ja.. - rozpłakałam się.
Jeśli chce pani, to zawsze proszę dzwonić..Przyśle pani numer sms'em z mojego telefonu.. Do widzenia..
 
  Cały czas trzymałam telefon przy uchu. Serce biło mi tak mocno, jak nigdy.. Łzy leciały mi ciurkiem. W końcu 'wybuchłam'. Wybuchłam płaczem. Wtuliłam się w pościel i nie byłam w stanie się ruszyć. Płakałam. Tylko to mogłam teraz robić.

   'Nawet do mnie nie dzwonili. Olewali mnie. Zawsze byłam sama, sama wszędzie musiałam sobie radzić.. I teraz jeszcze to ! Co ja takiego zrobiłam ?!'

Nagle do pokoju wszedł Andy.
-Boże ! Co się stało ?! - usiadł koło mnie.
  Wstałam i mocno go przytuliłam.
-Taylor.. Co się stało ?!
-Oni nie żyją.. Nie ma ich już !
-Ale kto.. ?
-Nie mam po co wracać do domu.. Nie mam tam nikogo !
   Andy nie wiedział co powiedzieć. Nagle znowu zadzwonił telefon. Zerwałam się żeby jak najszybciej go znaleźć. Jest ! Babcia ?
-Halo ?
-Taylor, skarbie.. Słuchaj..
-Tak wiem - powiedziałam dość niesympatycznym głosem.
-My.. My zaraz u ciebie będziemy..
-Co ?!
-Będziemy za jakąś godzinkę.. Musimy wszystko uzgodnić. Do zobaczenia kochanie !

    Jeszcze tego brakowało !
-Andy.. Dziadkowie zaraz u mnie będą Muszę wszystko ogarnąć.. Jezuuu... - usiadłam koło niego i złapałam się za głowę.
-Spokojnie.. Zaraz wracam - Andy wyszedł na korytarz i zamknął drzwi.
   Ja nie miałam siły szukać jakiegoś rozwiązania. Siedziałam i czekałam na cud. Po chwili Andy wrócił.
-Chodź.. Pokażę ci coś - złapał mnie za rękę i szybko poszliśmy do samochodu.
-Andy, ale ja muszę do domu jechać.. Muszę to wszystko ogarnąć.. - znowu zaczęłam płakać.
-Taylor, spokojnie. Niczym się nie martw. Wszystko jest już załatwione - uśmiechnął się w moją stronę.
-A dokąd w ogóle jedziemy - nagle zauważyłam, że wyjeżdżamy z miasta.
-Zaraz będziemy na miejscu.
      'Zaraz' nabrało innego znaczenia. Zawsze moje 'zaraz' oznaczało godzinę, dwie. W jego słowniku, były to dwie minutki.
  Wysiedliśmy z samochodu. Byliśmy na jakimś wzgórzu. Wychyliłam się w dół. Wielkie fale odbijały się o potężne skały. Wspaniały widok. Andy usiadł nad przepaścią.
-Chodź - uśmiechnął się.
   Usiadłam koło niego, chodź nie ukrywam, że bardzo się bałam. Jeden fałszywy ruch i zaraz ja rozbiję się o te skały na dole.
-Gdzie my jesteśmy ? - zapytałam.
-Zawsze kiedy nie mam pomysłu na piosenkę, czy ogólnie chciałbym sobie sam w ciszy pomyśleć, to właśnie tu przychodzę. Nikomu nigdy tego miejsca nie pokazywałem, ale ty.. Tobie po prostu muszę.
   Oparłam się o jego ramię.
-Andy.. Ja ci robię tyle problemów. Naprawdę.. Musicie dokończyć płytę, a ja wam tylko w tym przeszkadzam.. Nie możesz żyć moimi problemami.. Ja.. - łzy zaczęły lecieć mi jak z jakiegoś wodospadu.
-Taylor, gdybym nie chciał być z tobą, to uwierz mi, powiedziałbym ci to prosto w twarz. Ale jak tam mówisz, to odczuwam wrażenie, że coś robię źle..
-No co ty, Andy ! Przecież wiesz, że.. Nie mam teraz nikogo, oprócz ciebie. W tym momencie, nic milszego, nie mogło mnie spotkać. Bardzo cie kocham - mocno go przytuliłam.
-Ja ciebie też - Andy dał mi buziaka w głowę.
  Uśmiechnęłam się pod nosem.

*********************************************************************************

     Weszliśmy do mojego domu.
-Co ty się stało ?!
   Wszystko była tak czyste, jak nigdy. Podłoga lśniła, wszędzie ład i porządek.
-A może to był jakiś głupi żart i rodzice tak naprawdę wrócili ?! - zawsze trzeba mieć nadzieję.
-Poprosiłem moją sprzątaczkę, żeby tu ogarnęła.. Mam nadzieję, że się nie gniewasz..
-Nie no co ty. Bardzo ci dziękuję - uśmiechnęłam się.
  Po chwili usiedliśmy na kanapie.
-Nie chce mi się z nimi rozmawiać.. - westchnęłam.
-A może ja pojadę do domu ?
-Nigdy ! Musisz być przy tej rozmowie. Wiesz jacy są dziadkowie.. Zaraz będą chcieli żebym z nimi zamieszkała. Co mam im powiedzieć o szkole ?
-Wiesz.. Z tą twoją szkołą to jest już załatwione.. - powiedział niepewnie Andy.
-Mówiłaś, że już nie chcesz do niej chodzić, więc któregoś dnia, zadzwoniłem do wujka. Okazało się, że jest dyrektorem twojej szkoły i wszystko załatwiłem.. W razie czego, masz dyplom na koniec..
-Andy ! Boże dziękuję ci ! - mocno go przytuliłam.
-Bardzo za wszystko ci dziękuję..


3 komentarze:

  1. Szkoda mi Taylor :c. Mam nadzieję, że jej się jakoś ułoży. C;

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki niemu da sobie radę ;) Dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń