-Andy... - drzwi od jego domu były otwarte.
Weszłam do środka. Pełno porozrzucanych papierów, ubrań, jednym słowem ogromny bałagan. Tylko... Gdzie jest Andy?
-Halo! Jest tu ktoś?! - zaczęłam krzyczeć.
-Nie widzisz, że nikogo tu nie ma? - zapytała jakaś postać stojąca za mną.
Powoli się odwróciłam.
-Andy...?
-Ashley ci nie mówił, że to już koniec? - odparł spokojnie.
-Miałeś wyjechać, a jesteś tutaj... Czyli to jednak nie koniec! Możemy to wszystko naprawić!
-Nie Taylor... Już nie. Mnie tu nie ma.
-Ale... Ale jak to?
-Jego tu nie ma - przede mną stanął Ashley.
-Ashley? Co ty wyprawiasz? Gdzie.. Gdzie Andy?! Co się tutaj dzieje?!
-Chyba wyraźnie ci powiedziałem, żebyś się od niego odwaliła, prawda?
*********************************************************************************
-Słucham? - zaspanym głosem odebrałam telefon.
-Hej Taylor. Mam nadzieję, że cie nie obudziłem, prawda?
-Wiesz.. W sumie to wszyscy mnie budzą tymi telefonami, więc dla mnie to już norma. Szczególnie, jak dzwoni ktoś, kogo lubię - w sumie nie wiem czemu to powiedziałam.
Bardzo lubiłam Will'a i był on w sumie jedyną bliską mi teraz osobą, więc to pewnie dlatego.
-Chyba miałaś fajny sen, co? - zaczął się śmiać.
-No właśnie wręcz przeciwnie, ale nie ważne. Nie chcę o tym teraz mówić... A co tam się stało, że zadzwoniłeś?
-Chciałem cię zaprosić dzisiaj o 19.00 do mnie na kolacje i dowiedzieć się, co tam słychać. Ostatnio widziałem jakiegoś nieźle wkurzonego chłopaka, który wychodził od ciebie z domu. Przejeżdżałem akurat. Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie.
-Tak, tak... to znaczy... Niezupełnie, ale to już inna historia. Nie do tłumaczenia przez telefon.
-Rozumiem. No to jak? Widzimy się na kolacji?
-Oczywiście.
-No to super. Do zobaczenia!
-Tak, do zobaczenia!
Jedząc śniadanie cały czas myślałam o tym dziwnym śnie. Coś mi tu nie pasowało. Andy nigdy nie poprosiłby kogoś innego do rozwiązywania własnych problemów. Czyli, albo Ashley wpieprza się w nie swoje sprawy, albo... Albo oni wszyscy coś kręcą.
Andy nie wyglądał jakby chciał stąd wyjechać, jak ostatnio się widzieliśmy. Wręcz przeciwnie... Zachowywał się, jak miał zamiar zrobić wszystko, byśmy do siebie wrócili. Dobra! Mam już tego dosyć!
Postanowiłam się przejść. Było wyjątkowo zimno, ale mimo to, na ulicach było pewno ludzi. Takie są właśnie uroki ogromnego miasta. Jedni szli z przyjaciółmi, inni trzymali za ręce ukochaną osobę, jeszcze inny szli w towarzystwie rodzin, a jeszcze inni sami. Tak jak ja.
Zamyślona w pewnym momencie na kogoś wpadłam.
-Jeju, przepraszam! Zamyśliłam się - popatrzyłam przed siebie.
Przede mną staną dobrze zbudowany chłopak. Miał czarne, potargane włosy, kilkudniowy zarost (co jest niebywale seksowne), a ubrany był w granatowy sweterek i czarne rurki. Popatrzył się na mnie lekko zawstydzonym wzrokiem.
-To ja przepraszam... Nie patrze jak chodzę - uśmiechnął się.
-Nic się przecież nie stało... To ja już...
-Tak ja też - próbowaliśmy się wyminąć, ale niezbyt nam to wychodziło.
Ja w lewo - on w lewo, ja w prawo - on w prawo.
W końcu nie wytrzymałam i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Jestem George - przedstawił się w końcu i podał mi rękę.
-Taylor - śmiało potrząsnęłam jego dłonią.
-Miło.
-Mi także.
-Dokąd się wybierasz jeśli można wiedzieć?
-Skoczyć z mostu - odpowiedziałam stanowczo.
Popatrzył na mnie z zdziwionym wzrokiem.
-Nie no, żartuje oczywiście. Wyszłam się przejść. A ty?
-Na zakupy...
-Spoko - uśmiechnęłam się.
-Coś się stało? Widzę, że coś cię gryzie. To znaczy... Wiem, że się poznaliśmy przed chwilą, ale tak już mam, że jak widzę że ktoś jest w porządku, to gadam z nim, jakbym go znał od lat. Przepraszam... - zaczął się plątać.
-Nic się nie stało! No... Nie będę cię okłamywać. Mam mały problem i jakoś sobie z nim nie radzę.
-Powiem ci tylko tyle. Jeżeli kogoś kochasz, tak bardzo, bardzo mocno, to daj mu odejść. U mnie to się sprawdziło i jakoś żyję dalej.
Popatrzyłam na niego z zainteresowaniem.
-Nie daj sobą pomiatać Taylor - puścił mi oczko, po czym odszedł.
Z kieszeni 'wypadła' mu wizytówka, którą po chwili podniosłam zanim wiatr zdążył zwiać ją na ulicę.
'Jeśli kogoś kochasz - daj mu wolność'. To było całkiem mądre. Nie całkiem, ale nawet bardzo.
W pewnym momencie zauważyłam stojącego po drugiej stronie Ash'a. Obściskiwał się z jakąś plastikową blondyną. To było obrzydliwe. Strasznie się zmienił.
Chyba zbyt długo się na nich gapiłam. W pewnym momencie Ashley mnie zauważył. Natychmiast odwróciłam wzrok i weszłam do sklepu. Mój plan jednak nie wypalił.
-Hej Taylor - powiedział sarkazmem i złapał mnie za ramię.
Odwróciłam się.
-Cześć Ashley.
-Co tam słychać? - zapytał ze sztucznym uśmiechem.
-Jakoś leci. A u ciebie?
-Bardzo dobrze. Andy wyjechał. Wiesz... Zrobiliśmy sobie taką krótką przerwę.
-Widzę, że dobrze się bawisz.
-A wiesz, że bardzo dobrze? Niezła laska, nie?
-Nie.
-Nie bądź taka. Lekko rozpierdoliłaś nam zespół, popsułaś Andy'iego i przez ciebie straciliśmy masę fanów... Nic poza tym.
-Nic wam nie zrobiłam Ash i dobrze o tym wiesz, więc daj mi w końcu spokój.
-Ty pierwsza zaczęłaś skarbie.
-Tak się zachowują dawni przyjaciele?
-Żyjemy z XXI wieku, a ty oczekujesz tu prawdziwej przyjaźni?
-Słuchaj, rozdział Black Veil Brides, został już dawno zamknięty, jeżeli chodzi oczywiście o mnie, więc odwal się, hmm?
-Kto tu zostawia przyjaciela, hmm?
-Ashley, daj mi spokój!
-Wiesz... Zanim się pojawiłaś wszystko szło nam świetnie i nagle pojawiłaś się ty. Od razu cię poznałem. Wiedziałem, że zawrócisz Andy'iemu w głowie i przeczuwałem, że tak się to wszystko skończy. Więc, czy jesteś z siebie zadowolona? - zbliżył się do mnie tak, że czułam na twarzy jego oddech.
-Przepraszam, masz może jakiś problem? - stanął za nim George.
Poczułam niebywałą ulgę.
-A ty tu czego? Prywatny ochroniarz? - zaczął kpić Ashley.
-George, chodźmy już. Szkoda dla niego czasu - złapałam go za rękę i lekko pociągnęłam.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę, że się do niej zbliżasz, to inaczej pogadamy - rzucił na pożegnanie i odeszliśmy.
Weszliśmy do pierwszej lepszej kawiarni przy parku, by chwilę odetchnąć.
-Co dla państwa?
-Poprosimy dwa razy gorącą herbatkę - powiedział z uśmiechem.
-Oczywiście, zaraz podam.
Oparłam łokcie na stole i schowałam w nich głowę. Było mi strasznie głupio. George jeszcze sobie pomyśli, że szlajam się z jakimiś facetami, którzy potem zaczepiają mnie na ulicy i..
-Wszystko w porządku? - zapytał z wyraźnym żalem.
-Tak - 'podniosłam się' ze stołu.
-To znaczy.. Niezupełnie. Jest mi strasznie głupio, że cie w to wciągnęłam, zaraz wszystko ci wyjaśnię. Nie chcę, żebyś myślał sobie o mnie, że...
-Taylor, spokojnie. Nie musisz mi się tłumaczyć. Wszystko jest w porządku.
-Nie jest Geo i właśnie tu jest problem. Ashley jest członkiem zespołu Black Veil Brides, którego wokalistą jest Andy, który był... - w ten właśnie sposób, przy odrobinie ciepłej herbaty, wyjawiłam mu całą historię, którą w końcu mogłam z siebie wyrzucić.
Mimo wszystko wydawał się bardzo zszokowany moim opowiadaniem. W sumie, nie ma się co dziwić. Można by napisać o tym niezłą książkę.
Gdy skończyłam go zanudzać, odwiózł mnie do domu. Był bardzo miły. Nawet dobrze się złożyło, że Ashley mnie wtedy zaczepił. Z jednej strony, to właśnie dzięki niemu znowu spotkałam Geo.
-Słucham? - dzwonił do mnie jakiś nieznajomy numer.
-Taylor?!
-Ym.. Tak. Z kim rozmawiam?
-Tu Alexandria! Boże Taylor słońce jak ja się za tobą stęskniłam! Nie wiem, jak mogę cię za to wszystko przeprosić! Musiałam pilnie wyjechać do rodziny, za granicę, no i oczywiście zgubiłam telefon, a razem z nim twój numer! Potem nie miałam już nawet głowy, żeby dzwonić do Oliver'a, czy Andy'iego. Zerwałam z nimi kontakt... Tak, jak z tobą, za to bardzo, ale to bardzo cię przepraszam.
-Bardzo się cieszę, że w końcu się odezwałaś! Myślałam, że na tym etapie nasza przyjaźń się zakończyła...
-Oczywiście, że nie! Jutro musimy się gdzieś obowiązkowo spotkać!
-Jasne! A skąd masz mój numer?
-Długa historia, jutro ci opowiem. Powiedz tak jeszcze szybciutko, jak tam Andy?
-Nie jestem już z nim...
-Jak to...?
-Jutro ci opowiem.
-Dobrze. Muszę już kończyć, także jutro zadzwonię!
-Dobra. Do usłyszenia!
Było mi bardzo miło, że Alexandria jednak mnie nie zostawiła. Była moją przyjaciółką i bardzo mi jej brakowało.
Zaczęłam szykować się na kolację do Will'a, gdzie nagle dostałam SMS'a:
Taylor, musimy się spotkać. Czekam jutro na ciebie w kawiarni na rogu, przy parku, tam gdzie tak uwielbialiśmy chodzić. Mam nadzieję, że się zjawisz. Andy