Kluby pękały od krzykliwych fanów Black Veil Brides. Tydzień po koncertowaniu w Anglii, wszyscy byli już wyczerpani. Ja także. Fanki robiące sobie zdjęcia z Andy'im przytulały go, całowały, robiły pozy, które nie były zbyt stosowne. Jedna pocałowała go nawet w usta, na moich oczach. Trochę inaczej sobie to wszystko wyobrażaliśmy.Andy wyglądał, jak kościotrup. Był zmęczony. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Myślałam, że to jest jego rola. Kocha to i może to robić cały czas. Ale od początku tej trasy jakby coś się zmieniło. Był smutny, nie poświęcał mi tyle czasu ile wcześniej, był ciągle poddenerwowany. Odwołaliśmy nawet kilka koncertów.. Wtedy siedział w pokoju, albo wychodził się przejść. Kiedy pytałam co się dzieje, odpowiadał, że jest po prostu przemęczony. Znałam go jednak zbyt dobrze, by mu uwierzyć. Chłopaki byli w żywiole, on nie. Martwiłam się, że zaraz powie, że ma dość i trzeba będzie odwołać całą trasę.
Raz był zadowolony, raz smutny, zły. Zaczęliśmy spędzać ze sobą mniej czasu. To było straszne. Kiedy przypominałam sobie, jak siedzieliśmy razem w studiu, wygłupialiśmy się, byliśmy razem - chciało mi się płakać.
-Co ci? - podszedł do mnie Ashley.
Za 10 minut zaczynał się koncert. Andy'iego, jak zwykle, jeszcze nie było.
-Nic. Chce chyba wrócić do domu.
-Ja też, serio. Nie wiem co mu jest. Jakąś depresje chyba ma. Jezu. Nigdy się tak nie zachowywał. Trasy koncertowe, to było to co kochał.
Tego dnia Andy w ogóle nie pojawił się w klubie. Koncert odwołaliśmy. Zawiedzeni fani wyszli, a Andy spał w pokoju hotelowym. Obok niego leżał potłuczony kieliszek, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło.
Alexandria przez ten cały okres, nie raczyła nawet do mnie zadzwonić. Tak samo było z Oliver'em. Harry był z nami przez pierwszy miesiąc. Potem odnalazł jakąś ciotkę i uciekł. Zostawił tylko wiadomość : 'Dzięki za wszystko. Znalazłem to co chciałem. Będę mieszkał w Anglii.'
Właśnie w ten oto sposób zostaliśmy sami.
-Andy.. Możemy porozmawiać? - zapytałam, siadając obok niego na łóżku.
-Tak?
-To tak nie może wyglądać. Odwołujemy koncerty, tracicie fanów. Chłopaki są załamani. Olewasz nas, olewasz zespół, olewasz mnie. Nie zwracasz na mnie uwagi. Co się dzieje?
-Nic. Serio nic takiego. Jestem zmęczony i tyle.
-Codziennie jesteś zmęczony. Chłopaki mówili, że zawsze podczas tych waszych koncertów byłeś pełen energii. Przecież to jest to co kochasz. Fani cie potrzebują, chłopaki cię potrzebują, ja cię potrzebuje. Andy, proszę cie..
Nic się nie odzywał. Patrzył w dół. Myślał o czymś. Nie potrafiłam się na niego złościć. Mocno go przytuliłam.
-Ja też cię potrzebuje Taylor. I to bardzo.. - szepnął mi do ucha i wyszedł.
-Musimy odwołać trasę - poinformował nas Ashley.
-Czemu?
-Nie możemy! Co pomyślą fani?!
-Nie dajemy rady. Albo będziemy odwoływać każdy koncert po kolei, kiedy zjadą się wszyscy fani, a Andy'iego nie będzie, albo odwołamy wszystkie i będzie z głowy.
-Nie możemy tego zrobić - wtrąciłam się.
-Taylor, ty nie rozumiesz. Nigdy nie byłaś w trasie, nie wiesz jak to jest. Nie widzisz co się dzieje?! Andy ma to wszystko w dupie. Nawet nie przyszedł na kolacje, a prosiłem go, bo chciałem żeby każdy się wypowiedział na ten temat.
-Ashley pomyśl o fanach.
-Właśnie o nich myślę! Pojutrze wracamy do domu. Czas z tym skończyć. Albo fani, albo Andy.
Od tamtego czasu w internecie panowała fala hejtów i nienawiści ze strony fanów Black Veil Brides.
W domu panowała identyczna atmosfera, jak w trasie. Andy siedział w swoim pokoju. Nie odchodziło go nic. Ani razu od dnia przyjazdu nie zajrzał do studia.
-Andy. Czemu ty to robisz? Sam błagałeś mnie, żebym tego nie robiła. Czemu? - zapytałam, siadając obok niego z przezroczystą torebeczką pełną białych tabletek.
-Ty nic nie rozumiesz.
-Czego nie rozumiem?! To może mi wytłumacz. Wtedy zrozumiem.
-Taylor, błagam cię, zostaw mnie w spokoju.
-Nie mogę. Zależy mi na tobie. Czy ty tego nie widzisz? Chłopaki odwołali całą trasę, straciliście masę fanów, ale zrobili to dla ciebie. A ty co? Ćpałeś po kontach! Miałeś to wszystko daleko.
Nastała chwila ciszy. Andy wytarł łzę, która po woli spływała mu po policzku. Nie zadawałam już więcej pytań. Po woli, kierowałam się w stronę drzwi.
-Pojedźmy tam gdzie zawsze. Tam gdzie wszystkie problemy znikają - powiedział.
Chodziło mu o to piękne wzgórze. To, o którym wiedzieliśmy tylko my.
Po chwili, siedzieliśmy już w samochodzie. Andy popatrzył się na mnie smutnym wzrokiem.
-Bardzo cię kocham. Pamiętaj.
Uśmiechnęłam się i pojechaliśmy.
Staliśmy na światłach. Andy był dziwnie poddenerwowany. Patrzył się na jakiegoś mężczyznę stojącego po drugiej stronie ulicy. Ruszyliśmy. Za szybko. Zbyt chaotycznie.
Raz był zadowolony, raz smutny, zły. Zaczęliśmy spędzać ze sobą mniej czasu. To było straszne. Kiedy przypominałam sobie, jak siedzieliśmy razem w studiu, wygłupialiśmy się, byliśmy razem - chciało mi się płakać.
-Co ci? - podszedł do mnie Ashley.
Za 10 minut zaczynał się koncert. Andy'iego, jak zwykle, jeszcze nie było.
-Nic. Chce chyba wrócić do domu.
-Ja też, serio. Nie wiem co mu jest. Jakąś depresje chyba ma. Jezu. Nigdy się tak nie zachowywał. Trasy koncertowe, to było to co kochał.
Tego dnia Andy w ogóle nie pojawił się w klubie. Koncert odwołaliśmy. Zawiedzeni fani wyszli, a Andy spał w pokoju hotelowym. Obok niego leżał potłuczony kieliszek, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło.
Alexandria przez ten cały okres, nie raczyła nawet do mnie zadzwonić. Tak samo było z Oliver'em. Harry był z nami przez pierwszy miesiąc. Potem odnalazł jakąś ciotkę i uciekł. Zostawił tylko wiadomość : 'Dzięki za wszystko. Znalazłem to co chciałem. Będę mieszkał w Anglii.'
Właśnie w ten oto sposób zostaliśmy sami.
-Andy.. Możemy porozmawiać? - zapytałam, siadając obok niego na łóżku.
-Tak?
-To tak nie może wyglądać. Odwołujemy koncerty, tracicie fanów. Chłopaki są załamani. Olewasz nas, olewasz zespół, olewasz mnie. Nie zwracasz na mnie uwagi. Co się dzieje?
-Nic. Serio nic takiego. Jestem zmęczony i tyle.
-Codziennie jesteś zmęczony. Chłopaki mówili, że zawsze podczas tych waszych koncertów byłeś pełen energii. Przecież to jest to co kochasz. Fani cie potrzebują, chłopaki cię potrzebują, ja cię potrzebuje. Andy, proszę cie..
Nic się nie odzywał. Patrzył w dół. Myślał o czymś. Nie potrafiłam się na niego złościć. Mocno go przytuliłam.
-Ja też cię potrzebuje Taylor. I to bardzo.. - szepnął mi do ucha i wyszedł.
-Musimy odwołać trasę - poinformował nas Ashley.
-Czemu?
-Nie możemy! Co pomyślą fani?!
-Nie dajemy rady. Albo będziemy odwoływać każdy koncert po kolei, kiedy zjadą się wszyscy fani, a Andy'iego nie będzie, albo odwołamy wszystkie i będzie z głowy.
-Nie możemy tego zrobić - wtrąciłam się.
-Taylor, ty nie rozumiesz. Nigdy nie byłaś w trasie, nie wiesz jak to jest. Nie widzisz co się dzieje?! Andy ma to wszystko w dupie. Nawet nie przyszedł na kolacje, a prosiłem go, bo chciałem żeby każdy się wypowiedział na ten temat.
-Ashley pomyśl o fanach.
-Właśnie o nich myślę! Pojutrze wracamy do domu. Czas z tym skończyć. Albo fani, albo Andy.
Od tamtego czasu w internecie panowała fala hejtów i nienawiści ze strony fanów Black Veil Brides.
W domu panowała identyczna atmosfera, jak w trasie. Andy siedział w swoim pokoju. Nie odchodziło go nic. Ani razu od dnia przyjazdu nie zajrzał do studia.
-Andy. Czemu ty to robisz? Sam błagałeś mnie, żebym tego nie robiła. Czemu? - zapytałam, siadając obok niego z przezroczystą torebeczką pełną białych tabletek.
-Ty nic nie rozumiesz.
-Czego nie rozumiem?! To może mi wytłumacz. Wtedy zrozumiem.
-Taylor, błagam cię, zostaw mnie w spokoju.
-Nie mogę. Zależy mi na tobie. Czy ty tego nie widzisz? Chłopaki odwołali całą trasę, straciliście masę fanów, ale zrobili to dla ciebie. A ty co? Ćpałeś po kontach! Miałeś to wszystko daleko.
Nastała chwila ciszy. Andy wytarł łzę, która po woli spływała mu po policzku. Nie zadawałam już więcej pytań. Po woli, kierowałam się w stronę drzwi.
-Pojedźmy tam gdzie zawsze. Tam gdzie wszystkie problemy znikają - powiedział.
Chodziło mu o to piękne wzgórze. To, o którym wiedzieliśmy tylko my.
Po chwili, siedzieliśmy już w samochodzie. Andy popatrzył się na mnie smutnym wzrokiem.
-Bardzo cię kocham. Pamiętaj.
Uśmiechnęłam się i pojechaliśmy.
Staliśmy na światłach. Andy był dziwnie poddenerwowany. Patrzył się na jakiegoś mężczyznę stojącego po drugiej stronie ulicy. Ruszyliśmy. Za szybko. Zbyt chaotycznie.