niedziela, 18 maja 2014

I will be with you

-I jak tam? - do pokoju wszedł Will ze szklanką gorącej czekolady.
-Zastanawiam się, czy to ma jeszcze jakiś sens.. - odpowiedziałam biorąc kubek.
-Dziękuję - dodałam.
-Nie ma sprawy. Wiesz.. Jeśli mogę coś powiedzieć, to wydaje mi się, że powinnaś się z nim po prostu spotkać i otwarcie porozmawiać.
-Ale ja sama nie wiem, czy to jeszcze ma jakiś sens. Ten nasz związek... Ja chyba nie nadaje się do tego..
-Do związku?
-Do związku z kimś takim. On był moim idolem, chciałam zawsze brać z niego przykład, podążać za marzeniami i w ogóle.. Może po prostu nie było nam pisane. Może on miał być moim idolem, nikim więcej.
-Jesteś dla niego bardzo ważna. On dla ciebie też.
-Niby tak, ale..
-Ja po prostu nie chcę, żebyś później tego żałowała.
-Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny - dokończyłam.
 Will popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Ty dla mnie też - w końcu się uśmiechnął.
-Dziękuję ci bardzo za wszystko - powiedziałam.
-Nie ma za co.
-Właśnie jest! Pomogłeś mi i zawsze jesteś przy mnie, kiedy cię potrzebuje.
-Od tego jestem - wzruszył ramionami.
-Chyba już wiem, czego chcę! - czym prędzej ruszyłam w stronę telefonu, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
Odwróciłam się w stronę Will'a i popatrzyłam na niego wystraszonym wzrokiem. On natomiast był bardzo spokojny i powoli ruszył w kierunki drzwi.
-Co jeśli to Andy?! - zapytałam.
-Nie, spokojnie.
 Will szybciutko zszedł po schodach i po chwili był przy wejściu.
-Siema! - usłyszałam, jak przybił z kimś to swoje 'męskie powitanie'.
Zaciekawiona podeszłam bliżej, by zobaczyć kto stoi za drzwiami.. Był to Ashley.
-Co ty tutaj robisz?! - krzyknęłam.
-Niezbyt miłe powitanie - odpowiedział.
-Ymm.. Przepraszam. Po prostu myślałam, że nikt nie wie, że tutaj jestem.
-Spokojnie. Will powiedział mi to w tajemnicy.
-Skąd wy się tak w ogóle znacie?
-Kiedyś z Will'em byliśmy kumplami.
-Serio? Wy? Kumplami?
-No tak - odpowiedzieli jednocześnie i się zaśmiali.
-Chodziliśmy razem do szkoły. Zaprzyjaźniliśmy się i w ogóle... Kiedy mi opowiedział, że poznał jakąś fajną dziewczynę i zaczął mi ją opisywać. Nie pomyślałem, że chodzi o ciebie. Dopiero kiedy Andy mi powiedział, że uciekłaś stwierdziłem, że do niego zadzwonię.
-Andy wie o tym?
-Nie.
-Uff...
-To może wejdziemy do środka? - wtrącił się Will.
-Chyba nie będziemy rozmawiać w drzwiach.


 Na zewnątrz było bardzo przyjemnie. Ani nie za gorąco, ani nie za zimno. Wręcz idealnie, by posiedzieć nad jeziorem i napić się ciepłej kawy.. Lub tak jak zrobili to chłopcy - drinka.
-Nie chcę być nie miła, ani coś z tych rzeczy, ale czemu tutaj przyjechałeś?
-Chciałem dowiedzieć się, co się stało. Dzwoniłem do Andy'iego, ale on nie chce o tym rozmawiać. Jest tym wszystkim bardzo załamany - w tym momencie zadzwonił mu telefon.
-Andy? - zapytał.
 Popatrzyłam na niego z ciekawością. Chciałam słyszeć wszystko o czym rozmawiali.
-Zadzwoń do niej, a nie do mnie! Możesz mnie w to wszystko nie mieszać?!
 Chwila ciszy.
-To nie twoja sprawa, gdzie teraz jestem! I możesz się tak nie drzeć?!
-Porozmawiaj z nim, błagam cię, bo nie da mi spokoju - Ashley podał mi telefon.
Odeszłam od stołu, by pogadać z nim na osobności.
-Tu Taylor.
-O! Raczyłaś się do mnie odezwać. Wiesz co? Mam tego dosyć! Dlaczego to ty masz rządzić naszym związkiem?! Dlaczego to zawsze ty decydujesz, czy jesteśmy razem, albo też nie?! Zachowujesz się jak rozpieszczona dziewczynka, jak egoistka, która ma wszystko i zawsze musi być w centrum uwagi! Zawsze myślisz tylko o sobie! Uciekasz od problemu, masz w dupie to co ja czuje! Może tym razem to ja podejmę decyzję?!
-Andy, błagam cię.. Uspokój się. Spotkajmy się i porozmawiajmy spokojnie - powiedziałam lekko płacząc.
Dobrze wiedziałam, co Andy chce zrobić, ale nigdy taki nie był. Nigdy, ale to nigdy nie powiedział na mnie tyle złych rzeczy. W końcu mógł mi przekazać, co tak naprawdę o mnie myśli, ale to niesamowicie bolało.
-Nie. Nie będziemy się umawiać, spotykać i robić jakiś dziwnych pierdolonych scen na pokaz, żebyś mogła powiedzieć tym swoim kochasiom, jak ci jest ciężko! To nie ja zniszczyłem to, co miedzy nami było, tylko ty! Nie pocałowałem Alexandrii, tylko ona mnie, żeby doprowadzić właśnie do tego! A tak z innej beczki, to skąd ja mam wiedzieć, że ty nie obściskujesz się z tymi swoimi koleszkami i nie puszczasz się z nimi, kiedy tylko mnie nie ma?! Will i George to niezłe ciacha. Czemu miałabyś tego z nimi nie robić?!
-Andy, przestań! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam i dalej nie byłam w stanie już nic powiedzieć.
Łzy leciały mi z oczu, jak z jakiegoś wodospadu. Odwróciłam się do Will'a i Ash'a. Wpatrywali się we mnie współczującym wzrokiem, ale widziałam, że Will był jednocześnie strasznie wściekły.
-Fajne to tak niszczyć kogoś?! Nie rób scen Taylor. Tym razem przegięłaś! Od miesiąca codziennie rano myślę o tym, co zrobić, aby się z tobą pogodzić, aby było jak dawniej! Nie mogę spać w nocy, gdy ty chodzisz sobie na jakieś pierdolone kolacyjki! Z nimi koniec, rozumiesz?! Nie dzwoń do mnie nigdy więcej! Nie chcę cię więcej wiedzieć! Siedź sobie na jakiś zadupiu z Will'em! Ten pedał na pewno z wielka przyjemnością cię przygarnie! - w tym momencie ktoś wyrwał mi telefon.
-Tak! Ten pedał z wielką, ale to wielką przyjemnością ją przygarnie i w końcu będzie miała spokojne, szczęśliwe życie - Will rozłączył się i podał telefon Ashley'owi.
-Taylor, już dobrze - podszedł do mnie ponownie i przejechał mi dłonią po policzku.
Mocno go przytuliłam i nie chciałam, by kiedykolwiek mnie puścił.



-Tay, przepraszam.. - do mojego pokoju wszedł Ashley.
 Był już wieczór. Byłam strasznie, ale to strasznie przygnębiona, po tym wszystkim co się stało.
-Nie masz za co przepraszać - popatrzyłam się w jego stronę.
-Nie powinienem dawać ci tego telefonu. Gdybym tego nie zrobił, może spokojnie porozmawialibyście sonie i w ogóle.Ja jak zwykle musiałem się wtrącić... Nie chciałem.
-Coś ty Ash! To nie jest twoja wina, tylko moja - posmutniałam.
-Będzie dobrze, obiecuje ci to. Masz mnie, George, no i oczywiście Will'a. Nie zmarnuj tego - puścił mi oczko.
-Ja już będę się zbierał, ale mam coś dla ciebie. Zostawiłaś to w szpitalu - podał mi telefon i dał buziaka na pożegnanie.
Z nudów odblokowałam ekran. Było tam chyba z dziesięć wiadomości od Andy'iego.

Andy: Taylor, jeśli to czytasz, to proszę cię, odezwij się. 

Andy: Wiem, że zostawiłaś telefon, ale jak już go odzyskasz, to wiedz, że bardzo cię kocham i zależy mi na tobie...

Andy: Proszę cię, zadzwoń do mnie. 

Andy: Kocham cie. 

Andy: Nie niszczmy tego wszystkiego. Popatrz ile razem przeszliśmy. 

Andy: Brakuje mi ciebie. 

....


Ostatnia wiadomość była wysłana dzisiaj - pół godziny temu.
Andy: Taylor, ja wiem, że nie chcesz mnie znać... W sumie, sam cię o to poprosiłem. Ale proszę cie - spotkajmy się po jutrze w naszej kawiarni na rogu. Bardzo cie przepraszam za te wszystkie słowa, nie wiem co we mnie wstąpiło. One nie były prawdą... Byłem wściekły. Ja nie potrafię bez ciebie żyć.




***
Bardzo przepraszam, za dość krótki rozdział ,ale jak wiecie maj = poprawy i tak dalej... :/
Tak z innej beczki, to chciałabym z całego serca podziękować WSZYSTKIM, którzy czytają te moje wypociny. Jesteście wielcy! ♥
Jedynym minusem jest to, że pojawia się coraz mniej komentarzy :c Nie wiem wtedy, czy podoba Wam się to co pisze, czy też nie. 
Czekam na komentarze, a żeby Was zachęcić, to następny rozdział ukarze się, jak pod tym postem, będzie minimum 5 komentarzy. To nie jest dużo, więc liczę na Was! ♥ 
Jeszcze raz bardzo dziękuję!

5 komentarzy = następny rozdział


środa, 14 maja 2014

Don't lie again, Andy...

-Taylor? - za drzwiami stał Will.
-Wchodź! Zaraz zrobię ci coś ciepłego do picia. Chyba przemarzłaś...
Nic nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.

-Wszystko w porządku? - usiedliśmy na kanapie, a Will dał mi kubek gorącej herbaty.
-Nie do końca - odpowiedziałam.
-Czemu się nie odzywałaś przez te dwa tygodnie? 
-Jak to czemu. Andy do ciebie nie dzwonił?
-Nie... Czemu miałby dzwonić?
-To ty nic nie wiesz?! 
-Ale o czym? 
-Byłam w szpitalu..
-Co?! 
-Miałam wypadek. Potrąciła mnie ciężarówka i cudem z tego wyszłam.
-Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem..?
-Kiedy się ocknęłam, uwierz mi od razu zapytałam go czy do ciebie dzwonił, a on stwierdził, że cię powiadomił.
-Niestety...
 To było troszkę dziwne. Czemu Andy miałby mnie okłamywać?
-Nic już nie rozumiem.. - podsumowałam.
-Ale skoro miałaś tak poważny wypadek, to dlaczego nie jesteś w szpitalu?
-Uciekłam - odpowiedziałam szeptem.
-Słucham?! Nie ma mowy! Natychmiast wracamy!
-Nie, Will proszę - chwyciłam go za rękę.
-Wszystko jest już w porządku. Po jutrze miałam i tak wracać do domu.
-A Andy wie o wszystkim?
-A czy to ważne? Okłamywał mnie. Nie dotrzymał słowa. Mieliśmy sobie o wszystkim, ale to wszystkim mówić.
-Ale i tak cię tu znajdą. I co jak będę miał jakieś problemy? Albo co gorsza tobie się coś stanie? Zachorujesz, czy cokolwiek i będzie to moja wina..
-Obiecuję, że nic się nie stanie. Biorę wszystko na siebie. Wszystko możliwe konsekwencje.
-Miejmy nadzieję, że nic się nie stanie. Mimo to, nie możesz tutaj zostać, bo przecież Andy się domyśli.
-Wspominałeś kiedyś o jakimś domku nad jeziorem...

 Szybko pojechaliśmy do mojego domu, po jakieś ciuchy. Will stał przed domem i obserwował, czy nikt nie nadjeżdża. Na szczęście na ulicy wiało pustkami. Czym prędzej zabrałam wszystko co potrzebne i pojechaliśmy.
-Ucieczka nie jest rozwiązaniem Tay.
-Wiem. Ja nie uciekam.
-A co robisz?
-Chcę spędzić z tobą trochę czasu.
-Jasne - zaczął się śmiać.
-Nie ufasz mi?
-Tobie? Oczywiście, że ufam.
 Uśmiechnęłam się.
 Może i była to w pewnym sensie ucieczka, ale nie do końca. Chciałam oderwać się od tego wszystkiego, Pobyć z kimś, kto naprawdę mnie rozumie, a w tej sytuacji czułam, że to jest Will.


 Domek był przepiękny. Daleko od wszystkiego. Tylko cisza i spokój. Duży, drewniany, ale w tym bardzo nowoczesny, dom przy samiutkim jeziorze. Tego właśnie było mi trzeba.

-To jest twój pokój - Will wskazał mi drzwi na piętrze.
-Rozgość się. Ja jestem za ścianą, jakby coś...
-Dziękuję bardzo.
 Pokój był dość duży i jak zwykle urządzony w bardzo nowoczesnym stylu. Po środku, znajdowało sie ogromne dwuosobowe łóżko, na którym leżała biała pościel. Wszystkie meble także były podobnych jasnych odcieni. Było po prostu ślicznie i przytulnie.

-Może zadzwonisz do Andy'iego? - zapytał Will.
 Usiadł obok mnie, na malutkim 'molo' przy jego domku.
-Sama nie wiem..
-A tak w ogóle.. Jeśli oczywiście mogę wiedzieć, to dlaczego uciekłaś? Co się stało?
-Niby wszystko było już w porządku, ale wtedy pojawiła się moja była przyjaciółka. Jej zazdrość, co do mojego związku z Andy'im, chyba ja lekko przerosła. Nie udało jej się nigdy znaleźć tej jedynej osoby. Chciała pocałować Andy'iego.
-Ale.. Ale pocałowała?
-Tak.
-Jesteś tego pewna?
-George jak mi o tym mówił, stwierdził, że prawie go pocałowała. Ale jak tu jechaliśmy, pisałam z Ashley'em. Powiedział mi prawdę.
-A.. A jak na ten pocałunek zareagował Andy?
-Ash twierdzi, że ją odepchnął, ale...
-Ale?
-Ja sama nie wiem. Najbardziej boli mnie to, ze on mi nie powiedział.
-A skąd wiesz kto mówi prawdę. George, czy Ashley?
-Widziałam w oczach Geo, jak mi o tym mówił, że coś kręci. W pewnym momencie zaczął się mieszać. Myślę, że nie chciał mnie zranić, bo wiedział co przeszłam.



Perspektywa Andy'iego
-Nie ma jej nigdzie... - zmęczony, usiadłem na kanapie w swoim domu.
-Serio nie wiesz, gdzie mieszka ten cały Will? - zapytał siedzący obok George.
-No mówiłem ci już, że nie... Zaraz przez wypadkiem się o nim dowiedziałem. Nie rozmawialiśmy. 
-A w jej telefonie nie ma jego numeru? 
-Zabrała kartę i baterie. Nie jest taka głupia - odpowiedziałem.
-Ja tak nie twierdzę. 
-Byłem pewien, że pójdzie do Alexandrii. Chyba nie znam jej zbyt dobrze.
-Może jest u Will'a.
-Ale jak to sprawdzimy?!
-Nie wiem. Możesz się nie wydzierać?
-Przepraszam. Po prostu... Ona nie jest jeszcze na tyle zdrowa, żeby gdzieś uciekać... W ogóle po co jej o tym gadałeś?! To twoja wina!
-Ciesz się, że nie powiedziałem jej o tym, że naprawdę ją pocałowałeś!
-A co jej powiedziałeś? - uspokoiłem się.
-Że ona chciała, ale ty ją w porę odepchnąłeś i takie tam. 
-Dzięki. 
-Ale to i tak nie ma znaczenia. Nie ma jej. 
-Może trzeba powiadomić policję? 
 W tym momencie ktoś do mnie zadzwonił. Był to nieznany numer. 
-Odbieraj! - krzyknął George.
-Już, spoko. Halo? 
-Andy? 
-Tak... Kto.. Taylor?! 
-Tak. 
-Co się z tobą do cholery dzieje?! Czy ty jesteś poważna?! Jesteś chora, nie powinnaś wychodzić ze szpitala! Gdzie jesteś?! Zaraz po ciebie jadę!
-Nie. Andy.. Jestem bezpieczna i chcę odpocząć od tego wszystkiego.
-Ale co się stało?! 
-Wiem, że całowałeś się z Alexandrią. Nie od Geo, więc go nie ochrzaniaj. 
-Nie całowałem się! Ona mnie pocałowała.
-To nie ma znaczenia.
-Jak nie ma?! Taylor! Ogarnij się! Dopiero co do siebie wróciliśmy, a ty robisz sobie jakieś żarty!
-Nie prawda. Andy, ja zadzwoniłam tylko po to, żeby ci powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Jestem tu bezpieczna i jest mi dobrze. Nie martw się o mnie.
-A dlaczego nie możesz mi powiedzieć gdzie jesteś? No i z kim jesteś?
-Jestem z kimś, kto bardzo dobrze mnie rozumie i jest dla mnie bardzo ważny - wyczułem w jej głosie, że do kogoś się uśmiechnęła.
-Proszę cię, nie martw się. Uznaj to za jakąś... Przerwę?
-Dopiero co mieliśmy przerwę... Taylor, jeśli nie chcesz być ze mną to powiedz mi to prosto w twarz.
-To nie jest tak. Oszukałeś mnie Andy. Mieliśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic. 

niedziela, 11 maja 2014

#peace #trust #love

-Ashley, proszę cię... Nie teraz. Nie chce mi się z tobą kłócić... - zaczęłam.
-Nie, Taylor zaczekaj chwilkę. Ja czuję się winny za to co się stało. Ostatnio zachowywałem się jak ostatni dupek. Ja nie wiem co się ze mną stało. Byłem chyba zły na to wszystko co się stało z naszym zespołem. Potrzebowałem się na kimś wyżyć, ale nie powinienem. Tym bardziej na tobie.
 Lekko się uśmiechnęłam, a Andy puścił do mnie oczko.
-Ash, ja.. - próbowałam się wtrącić.
 Byłam jednocześnie na niego zła, za to jak się zachowywał w stosunku do mnie, ale teraz zrobiło mi się go szkoda.
-Jesteś moją przyjaciółką Taylor. Zachowałem się jak debil, dupek, frajer, idiota i tak dalej.. Ale ja cie kocham i jesteś dla mnie bardzo ważna.
 Andy popatrzył na niego z uniesioną brwią.
-Kocham, jak siostrę - zaczęli się śmiać.
Uśmiechnęłam się, a wtedy podszedł do mnie Ashley i wręczył mi mały prezent.
-To na przeprosiny. Będzie jak dawniej? - zapytał.
-Tak. Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny i bardzo, ale to bardzo mi cię brakowało.
 Delikatnie się zaśmiał.
-Otwórz - poprosił.
-Ash, nie musiałeś mi nic kupować.
-Nic nie kupiłem. Mój budżet ostatnio lekko spadł - zażartował.
-A tak serio, to nic nie kupiłem. Zaraz zobaczysz.
 Z ciekawością odwiązałam wstążkę znajdującą się na pudełku. W środku było zdjęcie. Ja, moja mama, mój tata i Ash. Mieliśmy na tym zdjęciu może sześć, osiem lat. Staliśmy przed rodzicami, którzy byli niezwykle uśmiechnięci i przytulaliśmy się.
 Łzy napłynęły mi do oczu.
-Nie pamiętam tego - odparłam, pocierając oczy.
-Miałaś chyba pięć lat. Ja byłem lekko starszy.
-Dziękuję - szepnęłam.
-Nie ma za co - lekko mnie przytulił.
-Ja chyba muszę już lecieć - dodał ze smutkiem.
-Ash, my też potem musimy pogadać o nas. O zespole - dodał Andy.
-Tak. I to dość szybko. Tracimy fanów...
-Wiem.

_________________________________________________________________________________

-Myślałaś, że pójdzie tak łatwo?
Nie widziałam kto zadał to pytanie. Po głosie mogłam tylko przypuszczać, że był to mężczyzna.
-Nie rozumiem.. - odpowiedziałam.
Wokół było bardzo ciemno. Bałam się ruszyć, bo nic nie widziałam. W każdym momencie mogłam na coś wpaść.
-Black Veil Brides znowu będzie tak znanym zespołem, ty będziesz z Andy'im, Oliver wróci i Ashley będzie twoim najlepszym przyjacielem. Nie uważasz, że zbyt szybko to wszystko odzyskałaś?
-Mieliśmy trudne chwile, ale wszystko można naprawić.
-Oczywiście.
 W tym momencie z ciemności wyłowiło się światło latarki.
Był to George.
-Geo, co ty tu robisz? - podeszłam do niego.
Chyba chciałam go przytulic, bo obawiałam się gorszej osoby. On jednak powoli się odsunął.
-Chcę ci pomóc.
-Ale czemu? Przecież wszystko jest w porządku - niepewnie się uśmiechnęłam.
-Nie mieszaj się w to ponownie. Zaufaj mi. Nie chcę dla ciebie źle. Zauroczyłaś Will'a. On się w tobie zakochał, a ty go wyraźnie olewasz. Zostawiłaś go. On załatwia ci pracę, martwi się, zależy mu na tobie, a ty po prostu go zostawiasz. Przez ten cały czas pomyślałaś o nim? Chociaż jeden raz? Zastanów się Taylor.
-Chyba za bardzo nie wiem o co ci chodzi. Wróciłam do Andy'iego, jestem z nim szczęśliwa. Will o tym wie.
-Skąd wiesz?

_________________________________________________________________________________


-Już pojutrze idziesz do domu Taylor! - do pokoju wpadł zadowolony Andy.
Dni w szpitalu mijały bardzo, ale to bardzo wolno, ale nie sądziłam, że spędziłam tu już tyle czasu.
-Lekarz powiedział, że wszystko idzie w najlepszym kierunku, więc będziemy co drugi dzień wpadać tylko na obserwacje i tyle.
-Jejku, jak się ciesze! - mocno go przytuliłam.
-Wszystko gra? - zapytał po chwili.
-Widzę, że coś cię gryzie - dodał.
-Nie, wszystko w porządku. Po prostu cały czas miewam jakieś dziwne sny i potem mnie męczą... Nic wielkiego.
-No to na przykład dzisiaj co ci się śniło? - usiadł z zaciekawieniem na brzegu łóżka.
-Nic takiego. Nie pamiętam do końca.
-No dawaj! Mów. Mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic.
-Dobra. Śnił mi się George, który próbował mi coś powiedzieć. Ale nie do końca go rozumiałam.
-Co mówił? - spoważniał.
-Coś o tym, że źle potraktowałam Will'a, że nie postępuję właściwie.
-W jakim sensie?
-W takim, że wszystko zbyt szybko wróciło do normy.
-Wiesz... Sny są jakby odzwierciedleniem tego, co mamy w głowie. To nie George tak uważa, lecz ty.
-Ale ja wcale tak nie uważam! Cieszę się z tego, jak jest teraz. Mówiłam mu to.
 Zapadła cisza.
-Dobra. Nie przejmujmy się moimi głupimi snami.
-Masz rację.
 Nagle ktoś wszedł do sali. Był to George.
-Chyba moje sny są prorocze - szepnęłam.
-Chyba tak - odpowiedział szeptem Andy.
-Słucham? - zapytał speszony Geo.
-Nic, nic. Wchodź! Coś się stało?
 Popatrzył podejrzliwie na Andy'iego. Zaczęłam się bać.
-Możemy porozmawiać na osobności? - poprosił.
-Ym.. Tak, jasne.
-To ja będę na korytarzu - powiedział Andy, po czym wyszedł.
George usiadł obok mnie.
-O co chodzi Geo?
-Wiesz, ja nie wiem czy dobrze robię, że ci o tym mówię, ale.. Po prostu wczoraj, jak szedłem na zakupy, zauważyłem Andy'iego. W pewnym momencie podeszła do niego jakaś dziewczyna. Długie, takie jakby czerwone włosy, lekko kręcone, tatuaże...
-Alexandria. I co dalej?
-No ona podeszła do niego i tak jakby.. No... Chciała go pocałować.
Serce zaczęło bić mi tak mocno, że byłam pewna, że zaraz nie wytrzyma. Chciałam jak najszybciej stąd wybiec i ją znaleźć.
-Pocałowała go? - zapytałam lekko drżącym głosem.
-Prawie, ale Andy ją odepchnął i zaczął na nią krzyczeć. Wtedy podbiegł do nich Ashley, o ile dobrze pamiętam jego imię, i wydarł się na tą dziewczynę, że chyba jej kompletnie odbiło i to wszystko to jest jej wina. Potem ktoś do nich podszedł i poprosił, żeby się uspokoili i wyglądało to niezbyt ciekawie.
-Czemu Andy mi o tym nie powiedział? - zapytałam sama siebie.
-Może się bał.
-Czego?
-No nie wiem, tak tylko mówię.
-Jak ją dorwę to nie wiem co jej zrobię.
-Spokojnie.
-Wiesz.. Śniłeś mi się dzisiaj - lekko się uśmiechnęłam.
-Serio? - zaczął się śmiać.
-Już się boję! - dodał.
-Chciałeś mi coś powiedzieć, że wszystko idzie za szybko, że zbyt prędko wszystko się ułożyło.
-Czyli wyszedłem na tego mądrego?
-Dokładnie.
 Zapadła niezręczna cisza.
-Dziękuję, że przyszedłeś i mi o tym powiedziałeś. Nie lubię, jak ludzie maja przede mną tajemnice.
-Ja też nie - odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
-Ja już chyba będę szedł - lekko zesmutniał.
-Wszystko w porządku? - zapytałam.
-Tak. Chyba tak.
-Będę już się zbierał.

Perspektywa Andy'iego

 Dobrze wiedziałem, co ten cały George chce powiedzieć Taylor. Widziałem go wtedy. Ale chyba miałem nadzieję, że nie będzie mieszał się w nie swoje sprawy. 
Wtedy właśnie 'wielki pan bohater' wyszedł na korytarz.
-Sam miałem jej o tym powiedzieć - podszedłem do niego.
-Troszkę się spóźniłeś. Ładnie to tak mieć tajemnice przed swoją dziewczyną? 
-A co cie to tak interesuje? 
-Chcesz ją skrzywdzić ponownie? 
-To nie twoja sprawa. 
-Nie wydaje mi się. Spróbuj tylko ją skrzywdzić, a to będzie ostatnia rzecz jaką zrobisz.
-Grozisz mi? - podszedłem bliżej.
-Być może. 
-Panowie, czy wszystko w porządku? - podszedł do nas lekarz.
-Jasne. 
-To dobrze. Wejdę teraz do Taylor, na badania i jak wszystko będzie dobrze, to pojutrze będzie w domu - uśmiechnął się i wszedł do środka. 
-Zadowolony? - zapytałem złośliwie.
-Nie, wcale nie. Jakoś nie sprawia mi to wszystko przyjemności.
-Gdzie jest Taylor?! 
-Jak to gdzie? Była w środku jak od niej wychodziłem! krzyknął George.
Obydwoje weszliśmy do środka. Pościel leżała na podłodze, a ubrania Taylor zniknęły.
-Wyszła przez okno - podszedłem spojrzałem przez otwartą szybę.
-Wiecie dokąd mogła pójść?! Ona nie może wychodzić jeszcze ze szpitala! Wy nawet nie wiecie czym to jej może grozić! To, że powiedziałem, że może pojutrze już wyjść, nie znaczy że jest w stu procentach zdrowa!
-Musimy ją znaleźć - popatrzyłem na George.
-Wiesz gdzie poszła? - sam nie wierzyłem, że pytałem o to akurat jego.
-Być może.. - opowiedział.