-Ja nie wiem, jak to się stało! Ona wbiegła na ulicę!
-Boże Taylor, błagam cię! - tak, to był Andy.
-Proszę się odsunąć! Jak ma na imię...?
-Taylor!
-Halo Taylor!
Lekko otworzyłam oczy, ale zdawały się one być bardzo, ale to bardzo ciężkie. Spróbowałam ponownie. W końcu się udało. Słyszałam tylko pikanie, jakiś urządzeń. Znów uniosłam ciężkie powieki. Z pod białej kołdry pod którą leżałam, wynurzała się masa różnych kabelków. Poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń. Był to Andy. Jego podpuchnięte oczy patrzyły na jakieś papiery. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Na twarzy miałam chyba maskę tlenową, więc za bardzo nie mogłam nic powiedzieć. Lekko ścisnęłam jego rękę. Zdziwiony popatrzył w moją stronę.
-Taylor?! O Boże! Jezus Maria jak się ciesze! - nie wiedział, co ma zrobić.
Zaczął prawie 'piszczeć' ze szczęścia. Leciutko się uśmiechnęłam. Bardziej nie mogłam... Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o swoim stanie.
-Taylor skarbie, ja za sekundkę wrócę. Muszę powiadomić lekarza - powiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło.
Po chwili na salę wbiegł lekarz.
-Jejku, w końcu mogę spać spokojnie! Taylor, jak się czujesz? - podszedł do mnie i zdjął maskę tlenową.
Zaczęłam delikatnie kaszleć.
-D..dobrze - wyszeptałam.
-To wspaniale. Pewnie mnie nie poznajesz, ale byłem dobrym przyjacielem twoich rodziców.
-Po..poznałam pana - lekko się uśmiechnęłam.
-Wiesz... - usiadł obok mnie.
-Ten miły młodzieniec siedział tu dzień w dzień. Siedział i rozmawiał... Cały czas ci o wszystkim opowiadał; co się dzieje, co czuje i co jest z tobą. Gdybyś się nie obudziła to nie wiem co by zrobił.
-A jak długo spałam? - poczułam, że powoli odzyskuje siły.
-Ponad dwa tygodnie.
-Żartuje pan?!
-Byłaś z bardzo ciężkim stanie. Uderzyła w ciebie rozpędzona ciężarówka. Miałaś bardzo poważne obrażenia, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne.
-Co dokładnie?
-Połamane żebra, złamana lewa ręka i nie mogliśmy cię dobudzić. Poza tym lekki wstrząs mózgu i cudem udało nam się uratować cię od wylewu... Nie będę ci tłumaczył, ale nie byliśmy pewni, czy się obudzisz. Zazwyczaj trwa to tydzień, ale właśnie wtedy musieliśmy cię operować. Były marne szanse. Andy nie mógł się z tym pogodzić i wierzył, że się obudzisz. Spał tu obok ciebie, siedział tu codziennie. Nikogo więcej nie wpuszczaliśmy. W sumie to nie wiedziałem kogo jeszcze powiadomić. Andy mówił, że nie masz kontaktu z rodziną od kiedy...
-Tak, to prawda. Są tylko dziadkowie, ale dzwonią raz na rok w urodziny - uśmiechnęłam się.
Uśmiech i współczucie pojawiło się na twarzy lekarza.
-Byłem najlepszym przyjacielem rodziców. Jeśli masz jakiś problem, chciałem żebyś wiedziała, że możesz do mnie zawsze zadzwonić. Wiem, że się nie odzywałem, ale ja sam nie wiedziałam jak... Nie ważne. Spędzałem z tobą całe dnie jak byłaś mała, a rodziców nie było. Nie mam dzieci i to pewnie dlatego. Ale potem byłaś coraz starsza i tak wyszło...
-Dziękuję panu za wszystko. Za to co pan teraz dla mnie zrobił. Za to co wcześniej... A kiedy wyjdę ze szpitala?
-Nie pan, tylko wujek jak coś. A to kiedy wyjdziesz, to się okaże. Nie tak szybciutko Taylor. Andy zaraz wróci, a wieczorem do ciebie wpadnę - uśmiechnął się.
-Dobrze, dziękuję.
Kiedy otworzyłam oczy Andy przyglądał mi się z uśmiechem. Z pod kołdry wystawało już mniej kabelków... To chyba dobrze.
-Lekarz mówi, że szybko zdrowiejesz - powiedział z ulgą i delikatnie mnie pocałował.
-Nawet nie wiesz, co ja tutaj przeżyłem. Zaraz po wypadku lekarz powiedział mi wprost, że jest niewielka szansa na to, że będziesz normalnie funkcjonować, albo w ogóle dasz radę jakoś funkcjonować. Nie wiedziałem, co ja zrobię, ani jak to będzie. Siedziałem tu z tobą i nie myślałem o tym. Czekałem jak się obudzisz. Cały czas powtarzałem sobie, że śpisz. Kiedy było już coraz lepiej, lekarz powiedział że odstałaś jakiegoś wylewu, czy czegoś i teraz to już nie wiedzą, czy dadzą radę coś zrobić... To było straszne. Ale kiedy zobaczyłem, jak na mnie popatrzyłaś kilka godzin temu, to poczułem się tak...
-Szczęśliwie? - pomogłam mu z uśmiechem.
-Tak, dokładnie - zaczął się śmiać.
-Twój wujek mówi, że teraz jest bardzo dobrze. Jak spałaś to zrobił ci jakieś badania i powiedział, że wyniki są rewelacyjne i że za jakieś dwa dni wstaniesz z łóżka.
-Uff.. A powiadomiłeś kogoś, że tu jesteś.
-Tak, nie martw się. Napisałem do Will'a.
-Haha, dziękuję.
-Nie ma za co.
-Taylor?! Jezu! Naprawdę?! Czyli to jednak prawda?! Jak ja spojrzę jej w oczy?! - z korytarza słychać było czyjąś rozmowę.
-Sprawdzę, co się tam dzieje.. - powiedział Andy.
-Nie, poczekaj...
-Taylor?! - do sali wpadł George.
-Proszę pana tam nie wolno!
-W porządku wujku - powiedziałam.
Nie wiedziałam o co chodzi. Co tu robił Geo? Prawie w ogóle go nie znałam...
-Taylor, ja cię tam przepraszam...
-Ale co się stało?
-To mój tata cię potrącił. Kiedy powiedział twoje imię to na początku nie skojarzyłem, ale potem... Tak cię za to przepraszam.
-Przestań, przecież to nie twoja wina, ani twojego taty. To ja bezmyślnie wbiegłam na ulice.
-A tak na prawdę to ja cię o to poprosiłem - powiedział załamany Andy.
-Nie prawda. Radziłeś mi przejść na drugą stronę, a ja wbiegłam, była mgła nie było za bardzo nic widać... To dlatego.
-Miałem nadzieję, że to nie ty, ale jednak... Tak mi głupio.. - zaczął mówić George.
-Wszystko jest w porządku, naprawdę. W ogóle miło mi, że tu przyszedłeś.
-Wolałbym nie w takich okolicznościach...
-Ej, nie przejmuj się! To nie jest niczyja wina, tylko moja! A tak z innej beczki, Geo poznaj mojego chłopaka Andy'iego.
-Siema, przepraszam, że nawet się nie przedstawiłem ,ale tak..
-Jasne, spoko! - przybili tą swoją 'męską piątkę'.
-Trochę głupio, że tak się poznaliśmy - dodał George.
-Trochę lipa - zaśmiali się oboje.
-Ja muszę już iść... Wpadnę za kilka dni, jeśli tylko mogę.
-Jasne, zapraszam! Dziękuję, że przyszedłeś. Do zobaczenia!
-Na razie!
Na sali zapanowała cisza.
-Niezły gość - zażartował Andy.
-Tak. Hahaha, najpierw obrania mnie przed Ashley'em, a potem potrąca mnie jego tata. W sumie jest fajnie - zaczęłam się śmiać.
-Nie no, żarty żartami, ale Geo jest naprawdę fajnym facetem. Widać nawet, jak ładnie się dzisiaj zachował.
-Ładnie, ładnie. To ten z plotek Alexandri, że niby chciał pobić Ash'a?
-Tak - zaczęliśmy się śmiać.
Wtedy właśnie do sali wpadł Ashley. Niestety...
*********************************************************************************
Przepraszam, że rozdział jest króciutki, ale wynikło to z braku czasu. Praktycznie ciągle gdzieś wyjeżdżam i po prostu nie mam kiedy pisać... :<
Od jutra także nie będzie mnie w domu, także nowy rozdział pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu... Jadę nad morze i będzie trochę problem z dostępem do internetu, dlatego nie wiem kiedy wezmę się za pisanie, jednakże postaram się Was na bieżąco informować :)
Dziękuję wszystkim którzy czytają mojego bloga, ponieważ jest to dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne.
Czekam na komentarze, ponieważ wtedy wiem, czy podoba się Wam to co piszę, także bardzo proszę o komentarze!
Jeśli ktoś ma do mnie jakieś pytania, czy może po prostu chce pogadać proszę pisać do mnie na GG:
48979303
♥