wtorek, 29 kwietnia 2014

Second life

 To było dziwne. Nie mogłam się ruszyć, czułam jeden wielki ból, nie mogłam nic powiedzieć, ani otworzyć oczu, praktycznie nie mogłam oddychać, ale z lekkim echem słyszałam co się dzieje.
-Ja nie wiem, jak to się stało! Ona wbiegła na ulicę!
-Boże Taylor, błagam cię! - tak, to był Andy.
-Proszę się odsunąć! Jak ma na imię...?
-Taylor!
-Halo Taylor!


  Lekko otworzyłam oczy, ale zdawały się one być bardzo, ale to bardzo ciężkie. Spróbowałam ponownie. W końcu się udało. Słyszałam tylko pikanie, jakiś urządzeń. Znów uniosłam ciężkie powieki. Z pod białej kołdry pod którą leżałam, wynurzała się masa różnych kabelków. Poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń. Był to Andy. Jego podpuchnięte oczy patrzyły na jakieś papiery. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Na twarzy miałam chyba maskę tlenową, więc za bardzo nie mogłam nic powiedzieć. Lekko ścisnęłam jego rękę. Zdziwiony popatrzył w moją stronę.
-Taylor?! O Boże! Jezus Maria jak się ciesze! - nie wiedział, co ma zrobić.
Zaczął prawie 'piszczeć' ze szczęścia. Leciutko się uśmiechnęłam. Bardziej nie mogłam... Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o swoim stanie.
-Taylor skarbie, ja za sekundkę wrócę. Muszę powiadomić lekarza - powiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło.
 Po chwili na salę wbiegł lekarz.
-Jejku, w końcu mogę spać spokojnie! Taylor, jak się czujesz? - podszedł do mnie i zdjął maskę tlenową.
Zaczęłam delikatnie kaszleć.
-D..dobrze - wyszeptałam.
-To wspaniale. Pewnie mnie nie poznajesz, ale byłem dobrym przyjacielem twoich rodziców.
-Po..poznałam pana - lekko się uśmiechnęłam.
-Wiesz... - usiadł obok mnie.
-Ten miły młodzieniec siedział tu dzień w dzień. Siedział i rozmawiał... Cały czas ci o wszystkim opowiadał; co się dzieje, co czuje i co jest z tobą. Gdybyś się nie obudziła to nie wiem co by zrobił.
-A jak długo spałam? - poczułam, że powoli odzyskuje siły.
-Ponad dwa tygodnie.
-Żartuje pan?!
-Byłaś z bardzo ciężkim stanie. Uderzyła w ciebie rozpędzona ciężarówka. Miałaś bardzo poważne obrażenia, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne.
-Co dokładnie?
-Połamane żebra, złamana lewa ręka i nie mogliśmy cię dobudzić. Poza tym lekki wstrząs mózgu i cudem udało nam się uratować cię od wylewu... Nie będę ci tłumaczył, ale nie byliśmy pewni, czy się obudzisz. Zazwyczaj trwa to tydzień, ale właśnie wtedy musieliśmy cię operować. Były marne szanse. Andy nie mógł się z tym pogodzić i wierzył, że się obudzisz. Spał tu obok ciebie, siedział tu codziennie. Nikogo więcej nie wpuszczaliśmy. W sumie to nie wiedziałem kogo jeszcze powiadomić. Andy mówił, że nie masz kontaktu z rodziną od kiedy...
-Tak, to prawda. Są tylko dziadkowie, ale dzwonią raz na rok w urodziny - uśmiechnęłam się.
 Uśmiech i współczucie pojawiło się na twarzy lekarza.
-Byłem najlepszym przyjacielem rodziców. Jeśli masz jakiś problem, chciałem żebyś wiedziała, że możesz do mnie zawsze zadzwonić. Wiem, że się nie odzywałem, ale ja sam nie wiedziałam jak... Nie ważne. Spędzałem z tobą całe dnie jak byłaś mała, a rodziców nie było. Nie mam dzieci i to pewnie dlatego. Ale potem byłaś coraz starsza i tak wyszło...
-Dziękuję panu za wszystko. Za to co pan teraz dla mnie zrobił. Za to co wcześniej... A kiedy wyjdę ze szpitala?
-Nie pan, tylko wujek jak coś. A to kiedy wyjdziesz, to się okaże. Nie tak szybciutko Taylor. Andy zaraz wróci, a wieczorem do ciebie wpadnę - uśmiechnął się.
-Dobrze, dziękuję.

 Kiedy otworzyłam oczy Andy przyglądał mi się z uśmiechem. Z pod kołdry wystawało już mniej kabelków... To chyba dobrze.
-Lekarz mówi, że szybko zdrowiejesz - powiedział z ulgą i delikatnie mnie pocałował.
-Nawet nie wiesz, co ja tutaj przeżyłem. Zaraz po wypadku lekarz powiedział mi wprost, że jest niewielka szansa na to, że będziesz normalnie funkcjonować, albo w ogóle dasz radę jakoś funkcjonować. Nie wiedziałem, co ja zrobię, ani jak to będzie. Siedziałem tu z tobą i nie myślałem o tym. Czekałem jak się obudzisz. Cały czas powtarzałem sobie, że śpisz. Kiedy było już coraz lepiej, lekarz powiedział że odstałaś jakiegoś wylewu, czy czegoś i teraz to już nie wiedzą, czy dadzą radę coś zrobić... To było straszne. Ale kiedy zobaczyłem, jak na mnie popatrzyłaś kilka godzin temu, to poczułem się tak...
-Szczęśliwie? - pomogłam mu z uśmiechem.
-Tak, dokładnie - zaczął się śmiać.
-Twój wujek mówi, że teraz jest bardzo dobrze. Jak spałaś to zrobił ci jakieś badania i powiedział, że wyniki są rewelacyjne i że za jakieś dwa dni wstaniesz z łóżka.
-Uff.. A powiadomiłeś kogoś, że tu jesteś.
-Tak, nie martw się. Napisałem do Will'a.
-Haha, dziękuję.
-Nie ma za co.
-Taylor?! Jezu! Naprawdę?! Czyli to jednak prawda?! Jak ja spojrzę jej w oczy?! - z korytarza słychać było czyjąś rozmowę.
-Sprawdzę, co się tam dzieje.. - powiedział Andy.
-Nie, poczekaj...
-Taylor?! - do sali wpadł George.
-Proszę pana tam nie wolno!
-W porządku wujku - powiedziałam.
 Nie wiedziałam o co chodzi. Co tu robił Geo? Prawie w ogóle go nie znałam...
-Taylor, ja cię tam przepraszam...
-Ale co się stało?
-To mój tata cię potrącił. Kiedy powiedział twoje imię to na początku nie skojarzyłem, ale potem... Tak cię za to przepraszam.
-Przestań, przecież to nie twoja wina, ani twojego taty. To ja bezmyślnie wbiegłam na ulice.
-A tak na prawdę to ja cię o to poprosiłem - powiedział załamany Andy.
-Nie prawda. Radziłeś mi przejść na drugą stronę, a ja wbiegłam, była mgła nie było za bardzo nic widać... To dlatego.
-Miałem nadzieję, że to nie ty, ale jednak... Tak mi głupio.. - zaczął mówić George.
-Wszystko jest w porządku, naprawdę. W ogóle miło mi, że tu przyszedłeś.
-Wolałbym nie w takich okolicznościach...
-Ej, nie przejmuj się! To nie jest niczyja wina, tylko moja! A tak z innej beczki, Geo poznaj mojego chłopaka Andy'iego.
-Siema, przepraszam, że nawet się nie przedstawiłem ,ale tak..
-Jasne, spoko! - przybili tą swoją 'męską piątkę'.
-Trochę głupio, że tak się poznaliśmy - dodał George.
-Trochę lipa - zaśmiali się oboje.
-Ja muszę już iść... Wpadnę za kilka dni, jeśli tylko mogę.
-Jasne, zapraszam! Dziękuję, że przyszedłeś. Do zobaczenia!
-Na razie!
 Na sali zapanowała cisza.
-Niezły gość - zażartował Andy.
-Tak. Hahaha, najpierw obrania mnie przed Ashley'em, a potem potrąca mnie jego tata. W sumie jest fajnie - zaczęłam się śmiać.
-Nie no, żarty żartami, ale Geo jest naprawdę fajnym facetem. Widać nawet, jak ładnie się dzisiaj zachował.
-Ładnie, ładnie. To ten z plotek Alexandri, że niby chciał pobić Ash'a?
-Tak - zaczęliśmy się śmiać.
 Wtedy właśnie do sali wpadł Ashley. Niestety...


*********************************************************************************
Przepraszam, że rozdział jest króciutki, ale wynikło to z braku czasu. Praktycznie ciągle gdzieś wyjeżdżam i po prostu nie mam kiedy pisać... :< 
Od jutra także nie będzie mnie w domu, także nowy rozdział pojawi się jakoś w przyszłym tygodniu... Jadę nad morze i będzie trochę problem z dostępem do internetu, dlatego nie wiem kiedy wezmę się za pisanie, jednakże postaram się Was na bieżąco informować :)
Dziękuję wszystkim którzy czytają mojego bloga, ponieważ jest to dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne. 
Czekam na komentarze, ponieważ wtedy wiem, czy podoba się Wam to co piszę, także bardzo proszę o komentarze
Jeśli ktoś ma do mnie jakieś pytania, czy może po prostu chce pogadać proszę pisać do mnie na GG: 
48979303

niedziela, 27 kwietnia 2014

Stay

 Rano obudziłam się u boku Andy'iego. Znowu było jak dawniej. O to mi właśnie chodziło, mino, że nie wierzyłam, że damy jeszcze jakoś radę. Tym razem nie obudził mnie żaden telefon, żadna zła wiadomość, tylko promienie słońca wpadające przez okno.
Usiadłam na łóżku i lekko się przeciągnęłam.
Po cichu udałam się do łazienki, a następnie do kuchni, by zrobić jakieś pyszne śniadanie.
-Hej Taylor - podszedł do mnie zaspany i lekko pocałował mnie w czoło.
-Hej, siadaj już. Zaraz będzie śniadanie.
-Brakowało mi tego - uśmiechnął się.
-Domyślam się.
Zajęłam miejsce naprzeciwko.
-To... Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał.
-W sumie to tak. Zastanawiałam się trochę i chyba muszę zacząć szukać pracy. Nie to że nie mam pieniędzy, ale po prostu jest mi głupio.
-Dlaczego?
-Żyje za pieniądze rodziców, na które oni ciężko pracowali. Ja też powinnam się trochę wysilić. A ty jakie masz plany?
-Myślałem, że jakieś związane z tobą...
-No cóż... Możesz pomóc mi szukać pracy - uśmiechnęłam się.
-Najpierw to chyba sam sobie muszę ją znaleźć - zaśmiał się.
-Nie rozumiem...
-Zespół się rozpada. Wystarczy, że sama spojrzysz na Ashley'a. Na to, co się z nim stało.
-Na nic jeszcze nie jest za późno - w tym momencie zadzwonił mi telefon.
-Przepraszam - rzuciłam pośpiesznie i wyszłam z kuchni.
-Słucham?
-Cześć Taylor. Jak tam? Wczoraj nie chciałem dzwonić, żeby wam nie przeszkadzać. Bardzo się denerwowałaś, więc jak się trzymasz?
-W porządku Will. Nawet bardzo w porządku. Pogodziłam się z Andy'im.
-Ym.. To wspaniale! - w jego głosi słychać było, że wcale się nie cieszy.
-Czyli jesteście znowu razem? - dodał.
-Spokojnie. Nie tak prędko. Musimy jakoś to wszystko ogarnąć, wiesz...
-Tak, rozumiem. Hmm... Co dzisiaj porabiasz?
-Mam zamiar iść poszukać nowej pracy, a ty?
-Ja siedzę w domu. A jeśli chodzi o tą pracę to chyba jestem w stanie ci pomóc.
-Serio? Co masz na myśli?
-Znam pewną osobę, która może ci załatwić pracę twoich marzeń, tylko jest jeden problem. W tym momencie nie ma jej w mieście.
-Jejku, Will dziękuję ci bardzo! Nigdzie mi się nie śpieszy, także żaden problem. Ważne żeby była.
-To może umówimy się dzisiaj, żeby to uczcić?
-Dzisiaj za bardzo nie mam czasu, ale jak będę miała już pracę to oczywiście, że to uczcimy! Będę ci bardzo wdzięczna Will.
-Nie ma sprawy - słychać było, że lekko posmutniał.
-Chyba, że pasowałoby ci, żebyśmy spotkali się jutro? Nie mam żadnych planów.
-Tak? No to super! Widzimy się jutro! - rozchmurzył się.
-Tak! Do zobaczenia!

-Coś się stało? - zapytał Andy, sprzątając po kolacji.
-Nie, wręcz przeciwnie! Dzwonił Will, że ma dla mnie jakąś super ofertę pracy! Jejku, jak się ciesze!
-No to super! To ten twój koleszka, tak?
-Tak, a co? Coś nie tak?
-Nie, nie.
-Andy, proszę cię. On jest moim bardzo dobrym kolegą, może nawet i przyjacielem. Pomógł mi znaleźć mieszkanie, pomagał mi, jak wy się ode mnie odwróciliście, ale nic więcej.
-Taylor, ja nigdy się od ciebie nie odwróciłem. Ty odwróciłaś się ode mnie.
-Będziemy o tym rozmawiać? Myślałam, że daliśmy sobie szansę i będziemy dążyć do tego, by zapomnieć o tym wszystkim.
-Tak będzie - podszedł do mnie i delikatnie mnie objął.
-Mam nadzieję i... - w tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
-Otworzę - szepnął.
 Kiwnęłam głową.
-O dobrze, że jesteś Andy!
Wszędzie rozpoznałabym głos Alexandrii.
-O co chodzi? - zapytał lekko poirytowany.
-Mam nowe ploty. Podobno Taylor spała z Will'em, wiesz... Wczoraj, kiedy została u niego na noc. A tak w ogóle, jak po spotkaniu z tą kłamczuchą? Co ci tam naopowiadała?
-Na pewno prawdę - nie wytrzymałam i podeszłam do drzwi.
-O Taylor... Hmm... Czyli ułożyło wam się, tak? No to super! - uśmiechnęła się sztucznie.
-Tak bardzo super - Andy mnie do siebie przyciągnął i pocałował.
-Taylor wcale nie spała z Will'em, a ty wcale nie jesteś jej przyjaciółką i nigdy, jak widać, nie byłaś - puścił jej złośliwe oczko.
-Emm... Oczywiście. Żebyś tylko kiedyś do mnie nie przyszedł, bo nie masz co ze sobą zrobić.
-Nigdy tak nie zrobiłem i nie zrobię, także jakbyś mogła już sobie wyjść - gestem dłoni, wskazał na drzwi.
-Dziękuję wam za gościnność, w tej kwestii to faktycznie jesteście dobraną parą.
-W każdej kwestii jesteśmy dobraną parą.
-To się okażę - wymamrotała.
-Bardzo ci jeszcze raz dziękujemy, że nas odwiedziłaś, ale możesz już wyjść - powiedział ponownie.
Tym razem skierowała się w stronę drzwi i ostatecznie postanowiła w końcu wyjść. Andy trzasnął drzwiami i westchnął.
Zbliżyłam się do niego.
-Skąd wiesz, że z nim nie spałam? - zapytałam.
-Bo cię kocham i wiem, że ty mnie też - szepnął, zabierając kosmyk włosów z mojej twarzy.
Pocałowaliśmy się. Tym razem nie na pokaz.

Na zewnątrz unosiła się lekka mgła, ale mimo to było bardzo przyjemnie. W sam raz na spacer.
Szliśmy razem, trzymając się za ręce i wspólnie rozmawiając o wszystkim, co nas ominęło.

-Alexandria była pod wpływem narkotyków - zmienił temat.
-Słucham?
-Wiem coś o tym. Sam byłem w to wplątany.
-To dlatego się tak zachowuje?
-No nie do końca, ale to na pewno też ma na to jakiś wpływ.
-Wiesz coś więcej? - zapytałam.
 Kiwnął głową.
-Mów!
-Alexandria zniknęła, ponieważ miała ogromne problemy z Oliver'em. Byli razem kilka miesięcy, a ona zakochała się w nim na zabój. Chciała, żeby oni byli tacy jak my teraz. By byli szczęśliwą, kochającą się parą.
-I co się stało?
-Stan Oliver'a bardzo się pogorszył. Zachorował na anoreksje, a ona była z tym wszystkim sama. Jej rodzice się rozstali, więc nie miała kogo prosić o pomoc. Jej rodzina nie była jakoś szczególnie bogata, wręcz przeciwnie. Oliver nie miał praktycznie nikogo poza nią, bardzo jej potrzebował, ale jak się później okazało, tylko w kwestii pieniężnej. Planował z nią przyszłość i tak dalej... Ona znalazła pracę, by opłacić ośrodek... Znalazła jego brata.
-Oli miał brata?!
-Tak. Starszy o dwa lata. Mimo, że młody to ma bardzo dużo pieniędzy. Jak się później okazało, zanim Oliver'a oddano do rodziny zastępczej, to rodzice przepisali im majątek. Jednak jego nowi rodzice nie zostali o tym poinformowani. Jego brat dostał wszystko.
-Nie byli w jednej rodzinie?
-Nie. Wmówiono im, że tak będzie dla nich lepiej. Zapomną, ale przecież nie byli już tacy mali, żeby o tym zapomnieć. Jego brat szukał go bardzo długo, ale dopiero z pomocą Alexandrii to się udało. Tak więc, gdy się zjawił od razu zajął się chorym bratem. Opłacił całe leczenie i zabrał go do siebie, a Oliver nawet nie podziękował jej za pomoc. Zostawił ją samą.
-Nie wiedziałam...
-Ja też... Do niedawna. Rozmawiałem z Sykes'em, on go przecież dobrze znał i opowiedział mi o wszystkim.
-Nadal ma z nim kontakt?
-Tak. Dzwonił do mnie, bo Oliver przekazał mu, że chciałby się z tobą spotkać, jednak wtedy byliśmy... No wiesz... W 'separacji'.
-O nie - zmieniłam temat.
-Co jest?
-Ashley.
-O matko... Dobra, przejdź na drugą stronę, ja z nim pogadam.
-Co? Dlaczego?
-Nie chcę, żebyś słuchała, jak się kłócimy. Powiem mu, że poszłaś do sklepu.
-Dobra!
 W okolicy nie było żadnych pasów. Rozejrzałam się i 'wskoczyłam' na ulicę. Zapomniałam, że tuż za rogiem jest skręt. W tym momencie usłyszałam tylko, że ktoś zaczął mocno trąbić. Odwróciłam się i zobaczyłam ogromne światła pędzącej w moja stronę ciężarówki.
-Taylor! Uważaj!


piątek, 25 kwietnia 2014

Fake friends

-Jakim cudem Andy chce się spotkać, skoro Ashley mówił że wyjechał... - zaczęłam głośno myśleć.
-O co tu chodzi?
 Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Hej Taylor - za progiem stał uśmiechnięty Will z bukiecikiem róż.
-Hej Will - lekko się zarumieniłam.
-Chyba nie sadziłaś, że będziesz sama do mnie jechać. Nie pozwoliłbym ci.
-Nie musiałeś przyjeżdżać. Dałabym sobie radę!
-Nie wątpię. Ale potem byś musiała sama wracać po nocach.
-W sumie racja - uśmiechnęłam się.
-A! To dla ciebie - podał mi bukiet pięknych, krwistoczerwonych kwiatów.
-Dziękuję bardzo. Są śliczne. Ym... Wejdź na sekundkę, a ja szybko włożę je do wody i możemy jechać.


   Will naprawdę się postarał. Kolacja była przepyszna. Wszystko było przygotowane i ustalone do perfekcji. To był jeden z najprzyjemniejszych wieczorów od dłuższego czasu. Zapomniałam o wszystkich problemach... Ciągłych kłopotach i stresującym spotkaniu z Andy'im. Było wspaniale.

-Smakowało? - zapytał po skończonej kolacji.
-Było pyszne! Jesteś wspaniałym kucharzem!
-Nie wydaje mi się... - zaczął się śmiać.
-A powinno!
-Hmm.. To jak? Pomogę ci posprzątać i pojadę do domu.
-Jest już dość późno. Może zostaniesz u mnie na noc?
 To pytanie całkowicie mnie zszokowało. Nie znałam go zbyt dobrze, tak naprawdę prawie wcale. Był znajomym... Kolegą, którego bardzo lubiłam, ale chyba to nie był dobry pomysł, by zostawać u niego na noc.
Chyba zauważył, że sama nie wiem co odpowiedzieć.
-Znaczy... Przepraszam, że tak z tym wyskoczyłem. Nie znamy się dobrze, to fakt. Tak jakoś...
-Nic się nie stało.
-Zawiozę cię - lekko się zasmucił.
Wydaje mi się, że zrobiło mu się głupio.
-Zaraz, zaraz... Will chyba jest mały problem - nagle sobie coś uświadomiłam.
-Piliśmy wino i to całkiem sporo. Chyba nie dasz rady zawieźć mnie do domu.
-Zadzwonisz po kogoś? Chyba, że cię odprowadzę, ale to trochę daleko...
Gdybym jeszcze miała po kogo zadzwonić...
-To chyba nie mam wyjścia. Muszę zostać - uśmiechnęłam się.

Po posprzątaniu brudnych naczyń, postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Nie ukrywam... Było bardzo przyjemnie. Will okazał się czułym, delikatnym, uprzejmym chłopakiem. Był jednak całkowitym przeciwieństwem Andy'iego. Nie bawiła go zabawa w klubach, głośne imprezy, palenie, czy inne. Był tak zwanym 'grzecznym chłopcem', co miało wiele plusów. Wszystkie wątpliwości, co do niego, po prostu zniknęły.
Po filmie Will naszykował mi czystą pościel i zaprowadził mnie do pokoju gościnnego. Ogromne dwuosobowe łóżko, nowoczesne białe meble... Było tam ślicznie. W sumie tak jak i w całym domu. Will był niezwykły.

Rano obudził mnie jak zwykle telefon. Tym razem nie był to Will, ani Ashley (uff), lecz Alexadria.
-Słucham? - zapytałam, pocierając oczy.
-Hej Taylor! Chyba cie nie obudziłam, co?
-Nie, no coś ty. Jest 8 rano, a ja już dawno na nogach.
-To dobrze - odpowiedziała.
Chyba nie zrozumiała mojego sarkazmu...
-Kiedy byśmy mogły się spotkać? Stęskniłam się!
-Hmm... Mogłybyśmy się umówić na telefon? Bo dzisiaj jeszcze miałam spotkać się z Andy'im i w ogóle.
-To może ja ci się pomogę ogarnąć? Bo jestem właśnie przed twoim domem! Przyjechałam już, bo wcześnie wstałam i wiesz... Myślałam, że jak śpisz to zrobię ci śniadanko i tak dalej!
-Kochana jesteś, ale nie ma mnie w domu.
-A gdzie jesteś? Przecież słyszę, że dopiero wstałaś?
-U przyjaciela.
-O ile się orientuje, dopiero co rozstałaś się z Andy'im, a już śpisz u jakiegoś faceta?! Nieźle.
-To nie tak. To jest mój przyjaciel.
-Ashely opowiadał mi o ...Jak mu tam? Will?
-Co Will?! Jezu, czy wy macie jakąś schizę?! - chyba lekko przesadziłam.
-Co ty się tak bulwersujesz?! Czyli jednak mam rację. Jesteś u niego.
-Może i jestem, bo jest on jedyną mi bliską osobą.
-Tak i ten twój przystojny facet, który obronił cię przed Ash'em?! To tak się traktuje dawnych przyjaciół?! Może na mnie też kogoś naślesz, co?!
-O czym ty mówisz?! Nie wiesz jak to było, a się wtrącasz!
-Chłopaki mi wszystko opowiedzieli. Myślisz, że oni nie wiedzą? Andy cię zostawił to szukasz innego. W sumie, nieźle ci idzie. Ten twój 'Ian Somerhalder' i Will to niezłe ciacha, ale chyba szybko o kimś zapomniałaś.
-Nie odzywałaś się przez tyle czasu, zostawiłaś mnie, nagle się pojawisz, udajesz przyjaciółkę, a teraz mówisz mi co mam robić?! Wracaj sobie tam, skąd przyjechałaś, bo bez ciebie było mi tu lepiej! - zdenerwowana, odłożyłam słuchawkę.
Dawno nikt mnie tak nie zdenerwował. Ashley opowiedział jej o wszystkim i to jeszcze w taki sposób, żeby to jemu było wygodnie. To było niewiarygodne.
Wyszłam z pokoju i jak najszybciej chciałam dostać się do łazienki. Oczywiście wpadłam na Will'a.
-Coś się stało? - zapytał wpatrując się we mnie.
-Ja... Nie wiem sama - w końcu nie wytrzymałam i popłakałam się.
Bez wahania, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie martw się.
-Ale ty nie rozumiesz... Straciłam wszystkich swoich przyjaciół Will. Nie mam już prawie nikogo - ledwo powiedziałam.
-Masz mnie. Pomogę ci jak tylko będę mógł - odparł patrząc się głęboko w moje oczy.
-Obiecuję.


  Po tym wszystkim ledwo zdążyłam na spotkanie z Andy'im. Widać było, że był bardzo zdenerwowany. Nikogo z nim nie było, siedział sam.
-Hej Andy - lekko się uśmiechnęłam i usiadłam na przeciwko jego.
-O jesteś. Myślałem, że już nie przyjdziesz.
-Dlaczego miałabym nie przyjść? Też chciałam się z tobą spotkać. Wszystko w porządku?
-A co miałoby być w porządku? - zapytał lekko drwiącym głosem.
-Ashley mówił, że wyjechałeś, dlatego lekko zdziwiło mnie to, że...
-Gdzie wyjechałem niby?! Serio tak ci powiedział?!
-Tak. Mi też coś tam właśnie nie pasowało. Za dobrze cie znam. Wiedziałam, że nigdzie nie pojechałeś.
-Potem z nim o tym porozmawiam, bo dość długo nie gadaliśmy. Ashley się zmienił. Lata za tymi pustymi dziewuchami i nic poza tym.
-I jeszcze mnie okłamuje - dodałam.
-Dokładnie.
 Nastała chwila ciszy.
-Ale jak mniemam nie po to mnie tu zaprosiłeś, prawda?
 Westchnął.
-Chcesz coś do picia?
-Herbaty.
-Dwa razy herbatę poproszę - odpowiedział kelnerce.
-Zaraz będzie - uśmiechnęła się.
-Więc o czym chciałeś pogadać?
-A jak myślisz? Słyszałem, że znalazłaś sobie innego partnera. Will'a tak? A no i jeszcze jakiś gość chciał pobić Ash'a i...
-Nikt go nie chciał pobić Andy! Ashley kłamie. Przez niego pokłóciłam się z Alexandrią!
-Alexandria mi o tym wszystkim opowiedziała. Wiedziała pewnie od niego. Ale to tak trochę do niej nie podobne, że na ciebie 'naskarżyła'.
-Wiesz, zniknęła z mojego życia, nagle się pojawia i wszędzie się wtrąca i nagabuje wszystkich przeciwko mnie. Tak jak Ashley, więc...
-Pójdziemy się przejść? - przerwał.
-Coś się stało? - zapytałam.
-Nie, ale chodźmy.
  Na dworze było bardzo przyjemnie. Robiło się już powoli ciemno, ale bezchmurne niebo odsłaniało ogromny księżyc. Andy zaprowadził mnie na jakąś promenadę. Cały czas rozmawialiśmy o tym, co się stało. Było wyjątkowo miło. Opowiedziałam mu o Will'u. O tym, jak to było naprawdę. Wyjaśniliśmy sobie wiele spraw. Przysięgał mi, że skończył już ze ćpaniem, że na nic nie jest za późno.
 Usiedliśmy sobie na skraju promenady. Andy odwrócił się w moją stronę i zaczął mi się przyglądać.
-Bo się zarumienię - zaczęłam się śmiać.
-Może właśnie o to mi chodzi - uśmiechnął się.
-Wiesz, że mi ciebie bardzo brakowało? - zapytał po chwili.
-Mi ciebie też.
-Kocham cię.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Odwróciłam wzrok. Po chwili... Pocałowaliśmy się. Oboje popatrzyliśmy na siebie z uśmiechem.
-Idziemy do mnie? - zapytał.
Dawno nie widziałam kogoś tak szczęśliwego.
Pokiwałam głową i poszliśmy, trzymając się za ręce.

sobota, 19 kwietnia 2014

'Stupid' love

-Andy... - drzwi od jego domu były otwarte.
Weszłam do środka. Pełno porozrzucanych papierów, ubrań, jednym słowem ogromny bałagan. Tylko... Gdzie jest Andy?
-Halo! Jest tu ktoś?! - zaczęłam krzyczeć.
-Nie widzisz, że nikogo tu nie ma? - zapytała jakaś postać stojąca za mną.
 Powoli się odwróciłam.
-Andy...?
-Ashley ci nie mówił, że to już koniec? - odparł spokojnie.
-Miałeś wyjechać, a jesteś tutaj... Czyli to jednak nie koniec! Możemy to wszystko naprawić!
-Nie Taylor... Już nie. Mnie tu nie ma.
-Ale... Ale jak to?
-Jego tu nie ma - przede mną stanął Ashley.
-Ashley? Co ty wyprawiasz? Gdzie.. Gdzie Andy?! Co się tutaj dzieje?!
-Chyba wyraźnie ci powiedziałem, żebyś się od niego odwaliła, prawda?

*********************************************************************************

-Słucham? - zaspanym głosem odebrałam telefon.
-Hej Taylor. Mam nadzieję, że cie nie obudziłem, prawda?
-Wiesz.. W sumie to wszyscy mnie budzą tymi telefonami, więc dla mnie to już norma. Szczególnie, jak dzwoni ktoś, kogo lubię - w sumie nie wiem czemu to powiedziałam.
Bardzo lubiłam Will'a i był on w sumie jedyną bliską mi teraz osobą, więc to pewnie dlatego.
-Chyba miałaś fajny sen, co? - zaczął się śmiać.
-No właśnie wręcz przeciwnie, ale nie ważne. Nie chcę o tym teraz mówić... A co tam się stało, że zadzwoniłeś?
-Chciałem cię zaprosić dzisiaj o 19.00 do mnie na kolacje i dowiedzieć się, co tam słychać. Ostatnio widziałem jakiegoś nieźle wkurzonego chłopaka, który wychodził od ciebie z domu. Przejeżdżałem akurat. Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie.
-Tak, tak... to znaczy... Niezupełnie, ale to już inna historia. Nie do tłumaczenia przez telefon.
-Rozumiem. No to jak? Widzimy się na kolacji?
-Oczywiście.
-No to super. Do zobaczenia!
-Tak, do zobaczenia!

 Jedząc śniadanie cały czas myślałam o tym dziwnym śnie. Coś mi tu nie pasowało. Andy nigdy nie poprosiłby kogoś innego do rozwiązywania własnych problemów. Czyli, albo Ashley wpieprza się w nie swoje sprawy, albo... Albo oni wszyscy coś kręcą.
Andy nie wyglądał jakby chciał stąd wyjechać, jak ostatnio się widzieliśmy. Wręcz przeciwnie... Zachowywał się, jak miał zamiar zrobić wszystko, byśmy do siebie wrócili. Dobra! Mam już tego dosyć!

 Postanowiłam się przejść. Było wyjątkowo zimno, ale mimo to, na ulicach było pewno ludzi. Takie są właśnie uroki ogromnego miasta. Jedni szli z przyjaciółmi, inni trzymali za ręce ukochaną osobę, jeszcze inny szli w towarzystwie rodzin, a jeszcze inni sami. Tak jak ja.
Zamyślona w pewnym momencie na kogoś wpadłam.
-Jeju, przepraszam! Zamyśliłam się - popatrzyłam przed siebie.
 Przede mną  staną dobrze zbudowany chłopak. Miał czarne, potargane włosy, kilkudniowy zarost (co jest niebywale seksowne), a ubrany był w granatowy sweterek i czarne rurki. Popatrzył się na mnie lekko zawstydzonym wzrokiem.
-To ja przepraszam... Nie patrze jak chodzę - uśmiechnął się.
-Nic się przecież nie stało... To ja już...
-Tak ja też - próbowaliśmy się wyminąć, ale niezbyt nam to wychodziło.
 Ja w lewo - on w lewo, ja w prawo - on w prawo.
W końcu nie wytrzymałam i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Jestem George - przedstawił się w końcu i podał mi rękę.
-Taylor - śmiało potrząsnęłam jego dłonią.
-Miło.
-Mi także.
-Dokąd się wybierasz jeśli można wiedzieć?
-Skoczyć z mostu - odpowiedziałam stanowczo.
 Popatrzył na mnie z zdziwionym wzrokiem.
-Nie no, żartuje oczywiście. Wyszłam się przejść. A ty?
-Na zakupy...
-Spoko - uśmiechnęłam się.
-Coś się stało? Widzę, że coś cię gryzie. To znaczy... Wiem, że się poznaliśmy przed chwilą, ale tak już mam, że jak widzę że ktoś jest w porządku, to gadam z nim, jakbym go znał od lat. Przepraszam... - zaczął się plątać.
-Nic się nie stało! No... Nie będę cię okłamywać. Mam mały problem i jakoś sobie z nim nie radzę.
-Powiem ci tylko tyle. Jeżeli kogoś kochasz, tak bardzo, bardzo mocno, to daj mu odejść. U mnie to się sprawdziło i jakoś żyję dalej.
  Popatrzyłam na niego z zainteresowaniem.
-Nie daj sobą pomiatać Taylor - puścił mi oczko, po czym odszedł.
 Z kieszeni 'wypadła' mu wizytówka, którą po chwili podniosłam zanim wiatr zdążył zwiać ją na ulicę.
'Jeśli kogoś kochasz - daj mu wolność'. To było całkiem mądre. Nie całkiem, ale nawet bardzo.

  W pewnym momencie zauważyłam stojącego po drugiej stronie Ash'a. Obściskiwał się z jakąś plastikową blondyną. To było obrzydliwe. Strasznie się zmienił.
Chyba zbyt długo się na nich gapiłam. W pewnym momencie Ashley mnie zauważył. Natychmiast odwróciłam wzrok i weszłam do sklepu. Mój plan jednak nie wypalił.
-Hej Taylor - powiedział sarkazmem i złapał mnie za ramię.
 Odwróciłam się.
-Cześć Ashley.
-Co tam słychać? - zapytał ze sztucznym uśmiechem.
-Jakoś leci. A u ciebie?
-Bardzo dobrze. Andy wyjechał. Wiesz... Zrobiliśmy sobie taką krótką przerwę.
-Widzę, że dobrze się bawisz.
-A wiesz, że bardzo dobrze? Niezła laska, nie?
-Nie.
-Nie bądź taka. Lekko rozpierdoliłaś nam zespół, popsułaś Andy'iego i przez ciebie straciliśmy masę fanów... Nic poza tym.
-Nic wam nie zrobiłam Ash i dobrze o tym wiesz, więc daj mi w końcu spokój.
-Ty pierwsza zaczęłaś skarbie.
-Tak się zachowują dawni przyjaciele?
-Żyjemy z XXI wieku, a ty oczekujesz tu prawdziwej przyjaźni?
-Słuchaj, rozdział Black Veil Brides, został już dawno zamknięty, jeżeli chodzi oczywiście o mnie, więc odwal się, hmm?
-Kto tu zostawia przyjaciela, hmm?
-Ashley, daj mi spokój!
-Wiesz... Zanim się pojawiłaś wszystko szło nam świetnie i nagle pojawiłaś się ty. Od razu cię poznałem. Wiedziałem, że zawrócisz Andy'iemu w głowie i przeczuwałem, że tak się to wszystko skończy. Więc, czy jesteś z siebie zadowolona? - zbliżył się do mnie tak, że czułam na twarzy jego oddech.
-Przepraszam, masz może jakiś problem? - stanął za nim George.
 Poczułam niebywałą ulgę.
-A ty tu czego? Prywatny ochroniarz? - zaczął kpić Ashley.
-George, chodźmy już. Szkoda dla niego czasu - złapałam go za rękę i lekko pociągnęłam.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę, że się do niej zbliżasz, to inaczej pogadamy - rzucił na pożegnanie i odeszliśmy.
 Weszliśmy do pierwszej lepszej kawiarni przy parku, by chwilę odetchnąć.
-Co dla państwa?
-Poprosimy dwa razy gorącą herbatkę - powiedział z uśmiechem.
-Oczywiście, zaraz podam.
 Oparłam łokcie na stole i schowałam w nich głowę. Było mi strasznie głupio. George jeszcze sobie pomyśli, że szlajam się z jakimiś facetami, którzy potem zaczepiają mnie na ulicy i..
-Wszystko w porządku? - zapytał z wyraźnym żalem.
-Tak - 'podniosłam się' ze stołu.
-To znaczy.. Niezupełnie. Jest mi strasznie głupio, że cie w to wciągnęłam, zaraz wszystko ci wyjaśnię. Nie chcę, żebyś myślał sobie o mnie, że...
-Taylor, spokojnie. Nie musisz mi się tłumaczyć. Wszystko jest w porządku.
-Nie jest Geo i właśnie tu jest problem. Ashley jest członkiem zespołu Black Veil Brides, którego wokalistą jest Andy, który był... - w ten właśnie sposób, przy odrobinie ciepłej herbaty, wyjawiłam mu całą historię, którą w końcu mogłam z siebie wyrzucić.
Mimo wszystko wydawał się bardzo zszokowany moim opowiadaniem. W sumie, nie ma się co dziwić. Można by napisać o tym niezłą książkę.
Gdy skończyłam go zanudzać, odwiózł mnie do domu. Był bardzo miły. Nawet dobrze się złożyło, że Ashley mnie wtedy zaczepił. Z jednej strony, to właśnie dzięki niemu znowu spotkałam Geo.

-Słucham? - dzwonił do mnie jakiś nieznajomy numer.
-Taylor?!
-Ym.. Tak. Z kim rozmawiam?
-Tu Alexandria! Boże Taylor słońce jak ja się za tobą stęskniłam! Nie wiem, jak mogę cię za to wszystko przeprosić! Musiałam pilnie wyjechać do rodziny, za granicę, no i oczywiście zgubiłam telefon, a razem z nim twój numer! Potem nie miałam już nawet głowy, żeby dzwonić do Oliver'a, czy Andy'iego. Zerwałam z nimi kontakt... Tak, jak z tobą, za to bardzo, ale to bardzo cię przepraszam.
-Bardzo się cieszę, że w końcu się odezwałaś! Myślałam, że na tym etapie nasza przyjaźń się zakończyła...
-Oczywiście, że nie! Jutro musimy się gdzieś obowiązkowo spotkać!
-Jasne! A skąd masz mój numer?
-Długa historia, jutro ci opowiem. Powiedz tak jeszcze szybciutko, jak tam Andy?
-Nie jestem już z nim...
-Jak to...?
-Jutro ci opowiem.
-Dobrze. Muszę już kończyć, także jutro zadzwonię!
-Dobra. Do usłyszenia!
 Było mi bardzo miło, że Alexandria jednak mnie nie zostawiła. Była moją przyjaciółką i bardzo mi jej brakowało.

 Zaczęłam szykować się na kolację do Will'a, gdzie nagle dostałam SMS'a:

Taylor, musimy się spotkać. Czekam jutro na ciebie w kawiarni na rogu, przy parku, tam gdzie tak uwielbialiśmy chodzić. Mam nadzieję, że się zjawisz. Andy

czwartek, 3 kwietnia 2014

Do not lie

  Andy popatrzył na mnie, jakby zobaczył ducha. Musiałam coś wymyślić, by uratować ten zespół, ale teraz sama już nie wiedziałam, czy dobrze robię.
-Masz kogoś? zapytał powtórnie, z niedowierzaniem.
-Tak...
-Czyli pewnie zostawiłaś mnie, bo kogoś miałaś, prawda?
-Andy, to nie tak, serio.
-A jak? Możesz mi wytłumaczyć jak?
-Ja starałam się zrobić wszystko, by wyciągnąć cię z tego i uratować zespół. Robiłam to tylko dla ciebie. Przecież chyba sam pamiętasz jak ci mówiłam, że gdyby nie ty byłabym sama, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie... To była i jest prawda.
-Ale już kogoś masz.
-Niezupełnie.
-Dobra, nie wnikajmy już w to - przerwał Ashley.
  Andy delikatnie westchnął.
-To my już chyba pójdziemy...
-Ashley.. Możesz zostawić nas samych na chwile? - dodał.
-Jasne. To ja czekam w samochodzie. Cześć Taylor i do zobaczenia! Mam nadzieje.. - mrugnął do mnie.
-Pa!
  Zaciekawiona, usiadłam obok Andy'iego. Przysunął się do mnie.
-Czyli masz już kogoś? - zapytał.
  Wiedziałam, że poruszy ten temat.
-Nie do końca.
-Taylor, chciałbym żebyś wiedziała, że ja nie pozwolę ci tak odejść. Myślisz, że po tym wszystkim cie tak wypuszczę? Jeśli tak, to bardzo się mylisz.
  Wzruszyłam delikatnie ramionami, nie wiedziałam co powiedzieć.
-To co masz zamiar zrobić? - zapytałam w końcu.
-Jeszcze nie wiem. Może wpadniesz do studia wieczorem? Nagrywamy nowy singiel, powiedziałabyś czy ci się podoba i w ogóle... Bo bez ciebie, to nie ma sensu. Może ustalmy, że zrobiliśmy sobie krótką przerwę... Trochę od siebie odpoczniemy i wrócimy.
-Andy... Wieczór mam zajęty dzisiaj.
-Aaa... To nie będę się wcinał.
-Przepraszam..
-Ale możemy to potraktować, jak przerwę?
-Muszę się nad tym zastanowić Andy. Dopiero wczoraj się rozstaliśmy, dajmy sobie czas, dobrze?
  Zasmucił się.
-Dobrze, jasne. To ja będę spadał. A tak z ciekawości... Co robisz wieczorem?
-Robię kolację i mam gościa.
-Chłopak?
-Tak.
-Dobra, to na razie!
-Pa!

-Hej! Will, mam nadzieję, że pamiętasz, że dzisiaj jesz u mnie - uśmiechnęłam się do telefonu.
-Jasne, że nie zapomniałem, ale jest taki problem... Wiesz Taylor, ja dzisiaj jednak nie mogę. Bardzo cię przepraszam... Może jutro? U mnie! Tak, to genialny pomysł. Co ty na to?
-Ym.. No w sumie w porządku.
-Mam nadzieję, że nie jesteś zła - w jego głosie słychać było niepewność.
-Nie, coś ty!
-Uff. To do jutra Taylor!
-Do jutra!

 Zmęczona, usiadłam na łóżku. Już zupełnie nie miałam siły. Nie wiedziałam co zrobić z Andy'im... Nie wiedziałam czemu urwał mi się kontakt z Alexandrią.. Czemu Oliver nas zostawił... Chciałam im wszystkim tak bardzo pomóc, że chyba zapomniałam o sobie i o tym, co ja przeszłam.
 Zasnęłam.


-Halo..?- zapytałam zaspanym głosem.
-Cześć tu Ashley. Ym.. Chyba cię obudziłem..
-Nie, no co ty- odpowiedziałam ironicznie.
-Uff..
-Coś się stało?
-I to nie byle co!
-Nie rozumiem.
-Nie będę ściemniał... Powiem ci to wprost. Nasz zespół się rozpadł i to przez ciebie.
-Co?!- od razu się obudziłam.
-No chyba to co powiedziałem jest zrozumiałe. Nasz zespół się przez ciebie rozpadł.
-Jak przeze mnie?!
-Andy nigdy się tak nie zachowywał, rozumiesz?! Nawet jak ćpał, pił, został pobity nie wiem.. Zdechł mu kot.. Rozumiesz?! Nigdy! Odszedł z zespołu, bo powiedział, że wyjeżdża ze Stanów i nie chce tu nigdy więcej wracać. To koniec. Ogłosiliśmy to już na naszej stronie i w ogóle. Wszystko jest już załatwione. Po prostu po tym jak u ciebie był, wpadł do studia i powiedział to wprost. No nic. W każdym razie chciałem ci tylko podziękować za te wszystkie chwile, za to że byłaś moją przyjaciółką i w ogóle. Po prostu nie chcę już cie więcej widzieć. Zostawiłaś go, bo masz kogoś innego. Jakiegoś kurwa pedała i przez to nasz zespół się rozpadł. Przykro mi Taylor. Nie dzwoń już - rozłączył się.

 Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w okno. Łzy delikatnie spłynęły mi po policzkach.
 Andy wyjeżdża, a ja straciłam nie tylko najbliższą mi osobę, ale także czterech najwierniejszych przyjaciół.
Musiałam coś zrobić. Co jak co, ale wiedziałam tylko jedno - nigdy nie zapomnę i nie przestanę kochać Andy'iego.

*********************************************************************************
Z pamiętnika Andy'iego
Drogi Pamiętniku
W zasadzie sam nie wiem, dlaczego wciąż cie prowadzę i pisze tu te wszystkie pierdoły. Może po prostu jest mi po tym lepiej... Sam nie wiem. Wiem tylko jedno. Nie mogę zapomnieć o Taylor. To nie może się tak skończyć. Być może sama wkrótce się o tym przekona. Ona potrzebuje mnie, a ja potrzebuje jej. Chyba wszystko jest jasne. Trzeba tylko pozbyć się konkurencji. 
Szykuje też dla Taylor mały prezent, który, mam nadzieję, pomoże mi w jej odzyskaniu.

A tak z innej beczki, całymi dniami siedzimy w studiu. Cały czas myślę o Taylor, chłopaki mówią, że jestem strasznie smutny, ale w sumie to pomaga mi w pisaniu tekstów.

Muszę do niej wrócić.
KOCHAM JĄ.