czwartek, 13 czerwca 2013

Up In The Air






 Tak.. Pewnie zabierze mnie do jakiegoś klubu, upije się i tak dalej.. Ale to Ashley. I tak był dla mnie kimś ważnym, szczególnie teraz. Po tym wszystkim.
   Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie.
-Masz jakieś plany na wieczór ? - zapytał.
-Nie - odpowiedziałam, zamykając drzwi.
-To teraz już masz. Daj znać Andy'iemu, że nie wrócimy na noc - puścił do mnie oko i odpalił samochód.
   Boże !
-A czy możesz mi powiedzieć, gdzie my jedziemy ?
-Dowiesz się niedługo.
          Po dwóch godzinach jazdy, miałam dość. Byliśmy nie wiadomo gdzie, nie wiadomo po co.
-No i jesteśmy - Ashley wjechał w jakąś starą, zaniedbaną uliczkę.
-No i gdzie my.. ?
   Nagle, przed nami, pojawił się wielki budynek z napisem 'SIEROCINIEC'. Był obrośnięty roślinami, zniszczony, ale wciąż działający. Słychać było płacz dzieci, a w około rozpływał się smutek.
-Czy to ?
-To był nasz dom - odpowiedział Ashley, opierając się o samochód.
-Wejdziemy tam ? - zapytałam, drżącym głosem.
-Pewnie, zapraszam.
   Zadzwoniliśmy do drzwi. Otworzyła nam uśmiechnięta pani.
-Słucham ? Chcecie adoptować ?
  Uśmiechnęłam się pod nosem. Aż prosiło się, żeby odpowiedzieć :' Tak, chcemy'.
-Nie.. My tutaj mieszkaliśmy.
  Pani popatrzyła na nas zdziwiona.
-Nazywam się Ashley Purdy, a to Taylor Evans.
-Naprawdę ? - kobieta popatrzyła na nas przez przeszklone oczy.
-Tyle lat, a wy nadal razem - dodała z uśmiechem.
-Wejdźcie.
    Wszędzie wokół było pełno dzieci. Śmiał się, bawiły, nie były świadome tego, gdzie są. Nagle podbiegł do nas malutki chłopiec.
-Kiedy przyjdzie mamusia ? - zapytał, łapiąc mnie za rękę.
  Myślał, że to ja jestem opiekunką. Kucnęłam przed nim.
-Niedługo - odpowiedziałam, głaszcząc go po malutkiej główce.
  Wyobraziłam sobie siebie, kilkanaście lat temu. Pewnie pytałam się o to samo. Po policzku przepłynęła mi łza.
-Co się stało ? Po ciebie też przyjdzie - odpowiedział z uśmiechem.
-Niewątpliwie.
-Chodźcie, porozmawiamy sobie w spokoju - zaprosiła nas kobieta.
-A czy mogłabym pobyć chwilkę tu ? - zapytałam.
-Oczywiście.
-To ja też zostanę z Taylor - dodał Ashley.
-To ja za jakąś godzinkę po was przyjdę, a w razie czego, jestem na górze.

-Czemu chciałaś zostać ? - zapytał Ash, odgarniając mi kosmyk włosów.
-Chce pobyć z tymi dziećmi.
-Pamiętasz to ? - basista podał mi dużego, białego misia.
-Nie.
   Zaczął się śmiać.
-Zawsze się kłóciliśmy czyj jest.
-No logiczne, że mój - uśmiechnęłam się.
  W pewnym momencie zauważyłam drzwi.
ZAKAZ WSTĘPU DZIECIOM
-Co tam jest ? - zapytałam.
-Lepiej tam nie wchodzić. Jak jakieś dziecko nie ukończyło 18 lat, nie może samemu opuścić domu dziecka - odpowiedziała jakaś kobieta.
-Harry to dziwny przypadek. Wszyscy mówią, że jest nawiedzony. Wiele razy próbował popełnić samobójstwo. Musieliśmy jakoś go rozdzielić. Rozważaliśmy nawet opcje wysłania go do szpitalu psychiatrycznego. 
-Gdyby przeżyła pani tyle co on, też by pani taka była ! - wybuchałam.
  Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.
-Przepraszam - szepnęłam.
-Nic się nie stało - odeszła.
-Strasznie się zachowałam ?
  Pokiwał przecząco głową.
-Wchodzę tam - powiedziałam bez zastanowienia.
  Dość małe, kwadratowe, szare pomieszczenie. Łóżko, biurko, książka, płacz i strach - to wszystko co można było tam dostrzec.
  Siedział na łóżku. W samej koszulce i bokserkach. Jego czarne włosy zasłaniały mu całą twarz. Jego włosy wskazywały na to, że długo nie był u fryzjera, a w związku z tym, długo nie opuszczał tego pomieszczenia. Wszędzie walały się puste butelki, potłuczone talerze..
  W końcu podniósł głowę. Jego włosy skomponowały się w fryzurę w stylu scene.
-Boże..
-Wyciągniesz mnie stąd ? - szepnął, zasłaniając się kołdrą.
  Jego ręce były całe pokaleczone. Próbował okryć je pod pościelą.
  Popatrzyłam na niego ze strachem.
-Proszę ! - zaczął krzyczeć.
  Nagle do pokoju wpadł Ashley wraz z opiekunami.
-Pij to ! - kobieta podała mu jakieś leki.
-Nie chce kurwa ! - rzucił szklanką o ścianę.
-Uspokój się !
-Wypuść mnie ! Ja chcę stąd wyjść ! Ja chcę.. - krzyczał z płaczem, powoli ściszając ton.
-Chodźcie - do pokoju weszła wcześniej spotkana pani.
  Zaprowadziła nas do swojego biura. Razem z Ash'em usiedliśmy na kanapie.
-Chcecie się czegoś napić ?
-Nie, dziękujemy.
-Co się dzieje z tym chłopakiem ? - zapytałam.
  Kobieta westchnęła.
-Za dwa tygodnie kończy 18 lat. Jak się zachowuje, już widzieliście. Trafił do nas dwa lata temu. Na jego oczach ojciec popełnij samobójstwo, mama nie wytrzymała i odeszła. Został sam. Od zawsze jego rodzina miała problemy. Został wiele razy pobity. Jego rodzice pożyczali pieniądze od ludzi.. Od ludzi, którzy potem ich prześladowali. Został porwany kilka razy. Bał się ludzi. Nadal się ich boi. A my, nie dajemy sobie z nim rady. Opowiada o rzeczach, które..
 Do pomieszczenia wpadł ochroniarz.
-Uciekł !
  Prędko zerwałam się z miejsca i wybiegłam z budynku.
Co jak wpadł na jakiś głupi pomysł ?!
-Jest !
  Biegłam jak najszybciej się dało. Wybiegł na pasy. Prosto pod samochód. Na szczęście kierowca w porę się zatrzymał. Harry padł na kolana i zasłonił twarz dłońmi. Zaczął płakać.
  Dopiero teraz było widać jaki był chudy. Wyglądał jakby nie jadł, ani nie wychodził na świeże powietrze od lat. Jego nogi, które wciągnięte były w rurki, wyglądały jak igiełki.
  Kucnęłam przy nim. Nie zareagował.
-Będzie dobrze - delikatnie go objęłam.
  On, ku mojemu zdziwieniu, przysunął się do mnie i popatrzył mi prosto w oczy. Cały się trząsł.
 Kiedy się odwróciłam, w naszą stronę, zmierzała ochrona.
-Nie pozwól mi tam wrócić. To już nie jest miejsce dla mnie. Proszę - patrzył mi głęboko w oczy.
  Bez zastanowienia chwyciłam go za rękę i pobiegliśmy do samochodu Ashley'a. Całe szczęście, ze jest na tyle nieodpowiedzialny, że to ja muszę mu nosić klucze. Nie wiem jakim cudem, ale stał przy samochodzie. Złapał kluczyki i po chwili jechaliśmy już do domu.
-Będziemy mieć przejebane - powiedział Ash.
  Harry siedział z podciągniętymi pod brodę nogami. Patrzył się na nas ze strachem i jednocześnie sprawiał wrażenie szczęśliwego.
-Nie będziecie - szepnął.
-Po tym co opowiem ludziom, będziecie bohaterami - odwróciłam się do niego i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Nie tak wyobrażałem sobie moje przeprosiny - powiedział ze smutkiem basista.
-A mi się podobały. Dziękuję i wybaczam - pocałowałam go w policzek.
  Zaśmiał się pod nosem.
 Dalej jechaliśmy w ciszy. Nikt nie zadawał pytań, nikt się nie odzywał. Każdy przeniósł się do 'swojego świata'.
 Ashley zawiózł nas do studia. Na powitanie, wyszedł nam Andy. Mocno go przytuliłam.
-Gdzie wy byliście ? - zapytał, lekko przygryzając płatek mojego ucha.
-Kto to ?
-Harry - odpowiedział Ashley.

^^^
Z braku czasu, pisany troszeczkę na szybko, ale mam nadzieję, że nie jest tak źle. Od weekend'u notki będę się pojawiać regularnie, tak jak Bóg przykazał . 

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytają ^^ !!. ;**

9 komentarzy:

  1. Nie , nie jest źle ; ))
    Rozdział świetny xD
    Jaa chcę jeszcze ! ; ]]
    Czekam na next'a i caałuję ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne...więcej takich "psychopatów" plizz XD a tak swoją drogą ...czekam na więcej ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie przejebane, będzie :P
    Bardzo oryginalny wątek i uwielbiam przepraszającego Ash'a, mój ulubiony ^^
    Hah, miejmy nadzieję, że nasz pan B. wyrobi psychicznie to wszystko ;D
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo :] + muszę sobie ponadrabiać zaległości na twoim blogu ;D

      Usuń
  4. Nie jest źle wręcz fantastycznie. :)
    Pisz szybko następny rozdział bo jestem ciekawa co będzie z Harrym

    OdpowiedzUsuń
  5. ojj dzieje się :D \+ dziękuję ;**

    OdpowiedzUsuń