piątek, 10 stycznia 2014

New life

-I co teraz zamierzasz? - zapytałam, bawiąc się jakimś kwiatkiem.
-Nie wiem. Zgubiłem się chyba - Andy wyjął z kieszeni papierosa, którego po chwili zapalił.
-A może zacząłbyś od początku?
-Nie rozumiem..
-Zobacz, wszystko zaczęło się od dnia w tym klubie.
-To nie ma nic do rzeczy.
-Jak nie? Zanim pojawiłam się ja, byliście zgranym zespołem za którym szalała masa fanów. Skupiłeś się na mnie zapominając o sobie...
-To bzdury... Chyba, że to ty masz już dosyć.
-Dosyć czego?
-Mnie.
-To nie tak Andy. Kocham cię najbardziej na świecie i w związku z tym, chce dla ciebie jak najlepiej.
-Czyli uważasz, że zostawienie mnie jest najlepszym rozwiązaniem? - zaśmiał się pod nosem.
-Nie.. Ja nie.. Nie wiem. Nie, chyba. Ja po prostu tak bardzo się o ciebie martwię, może.. Może powinniśmy zapomnieć..
-Zapomnieć o tym wszystkim? - popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem.
-Ty wrócisz do zespołu, zajmiecie się tym co kochacie, zdobędziecie nowych fanów, a ja wrócę do swojego życia. Andy nie zrozum mnie źle, kocham cię bardzo, ale to jest chyba jedyne rozwiązanie. Przepraszam - czułam, jak pojedyncze łzy spływają mi po policzkach.
-Nie, nie, nie, nie, nie. Na pewno jest jakieś inne rozwiązanie.. Ja mogę..
-Andy, proszę cię. To nie może tak dłużej trwać. Nie jestem jedyną dziewczyną, znajdziesz inną, która lepiej odnajdzie się w tym świecie niż ja.
-Ale my.. My mieszkamy ze sobą, wszystko robimy razem. Taylor no co ty.. - pierwszy raz zobaczyłam jego przeszklone oczy, z których w końcu wyłoniła się łza.

-I co teraz? Mam udawać, że nic się nie stało, tak? Że się nie znamy i nigdy nie byliśmy razem?
-Andy, ja po prostu czuje, że nie jestem w stanie ci pomóc. Nie ja. Nie potrafię. Pojedzmy do domu, spakuje swoje rzeczy.
-Nie będę cię zatrzymywał siłą. Nie ciebie.
      Wtedy dotarło do mnie, co właśnie się stało. Wracam do zwykłego życia. Pewnie wynajmę sobie jakąś kawalerkę na przedmieściach, będę chodziła do pracy. Będę SAMA.
 Straciłam kogoś, kto był dla mnie najważniejszy.

-Jasne. Dziękuję bardzo, zaraz tam będę - odłożyłam telefon.
-Mam mieszkanie, jakieś nowoczesny apartament przy centrum.
  Andy kiwnął głową. Widać było, że nie za bardzo go to interesuje.
-Umówiłam się z właścicielem za godzinę. W tym czasie się spakuje.
-Jak chcesz..

   Wyjęłam największą walizkę i zaczęłam wkładać do niej wszystko po kolei. Było mi bardzo przykro, ale z drugiej strony wiedziałam, że dobrze robię. Zacznę nowe życie.

-Zawieźć cię? - zapytał Andy, kiedy schodziłam po schodach.
-Zadzwonię po taksówkę.
-Jak chcesz.
  To trochę mnie zaskoczyło.
-Będziemy mieć ze sobą kontakt? - zapytałam.
-Nie lubię czegoś takiego, że rozstaje się z kimś, a on chce być moim przyjacielem także...
-Aha.
-Wiesz co.. Zdaje mi się, ze czegoś zapomniałam, zaraz wrócę.
  Znowu kiwnął głową.
   Zaczęłam grzebać w naszej (byłej) sypialni. Zdawało mi się, że w szafce nocnej zostawiłam płytę, którą dostałam od Andy'iego. Zamiast tego, znalazłam tam coś innego. Piękne pudełko, a w środku pierścionek z małym diamencikiem.
 Uśmiechnęłam się. Zrobiło mi się go żal. Ale teraz nic już nie mogłam zrobić. Wzięłam płytę, wytarłam spływającą łezkę i wyszłam.

  Andy stał w drzwiach, nie chciał wyjść, ani pomóc. Taksówkarz zapakował moje bagaże.
-Jedziemy panienko? - zapytał.
-Sekundka... - podeszłam do Andy'iego.
-No to..
-Nie - przerwał mi.
-Nie lubię takich czułych pożegnań. To jest strasznie sztuczne.
-To jak mam się z tobą pożegnać?
  Podał mi rękę.
-Pamiętasz? Nie lubię jak ktoś mnie zostawia i jeszcze chce się przytulać. Błagam.
  Andy nigdy nie był tak oschły.
-No to cześć - wyszeptałam.
-Cześć - odpowiedział i wszedł do domu.
-Jedziemy panieneczko?! - wtrącił się taksówkarz.
-Tak...

  Wysiadłam przy ślicznie położonych apartamentach ciągnących się przez całą ulice. Drzwi z numerem '24' były otwarte.
-Pomóc panience wnieść rzeczy?
-Nie, dziękuję panu bardzo - uśmiechnęłam się.
-Ja pomogę - z apartamentu wyszedł jakiś chłopak.
 Miał delikatnie kręcone włsoy, rurki i luźny, szary sweterek przez głowę. Wyglądał na max 20 lat. Był całkowitym przeciwieństwem Andy'iego. Gdy się uśmiechnął na jego twarzy pojawiły się słodkie dołeczki. Wydawał się bardzo sympatyczny.
-Nie trzeba - uśmiechnęłam się.
-Dobrze, dobrze - wziął ode mnie walizkę.

 W środku mieszkanie było jeszcze ładniejsze. Wszędzie nowiutkie, nowoczesne meble. Wokół unosił się zapach farby, który sprawił, że po chwili kichnęłam.
-Na zdrówko!
-Dziękuję - zarumieniłam się.
-Chyba nieźle ci się śpieszyło, że tak szybko zdecydowałaś się na ten apartament.
-W sumie to się zgadza.
-Spalił ci się stary? - uśmiechnął się.
-Nie, ale coś w tym stylu.
-Hmmm... Zdarza się.
-Rozstałam się z chłopakiem...
-To też się zdarza...
-Wiem..


-No to to już chyba wszystko - skończyliśmy załatwiać kwestie finansowe.
-Dobra, dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co yyy..
-Taylor.
-No tak, zapomniałem.. Przepraszam.
-Żaden problem a ty...
-Will.
  Wymieniliśmy się uśmiechami.
-Może wpadłbyś do mnie na kolacje jutro? Tak z okazji nowego mieszkania.
-Hahahaha, bardzo chętnie. Nie mam żadnych planów. W sumie, to sam miałem cię zaprosić.
-No to fajnie się złożyło.
-Tak. No to.. Do jutra!
-Do jutra! Dziękuję bardzo.
-A! I tutaj jest mój numer. W razie czego, jakbyś miała jakiś problem to dzwoń.
-Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się.

    Dopiero po jakiś pięciu minutach po przebudzeniu, uświadomiłam sobie gdzie jestem i co się stało. To było tak dziwne uczucie. Jeszcze wczoraj miałam kogoś najbliższego, a teraz? Teraz jestem sama i sobie z tym poradzę.
  Przy śniadaniu zaczęłam rozmyślać na temat pracy. W sumie to nie była mi ona teraz bardzo potrzebna... Rodzice zostawili mi bardzo dużą sumę pieniędzy, ale z drugiej strony, nie będę cały dzień siedzieć w domu, bo oszaleje.

-Słucham? - odebrałam telefon.
-Cześć, tu Ash.
  O nie.. Myślałam, że sprawa zakończona. Nie ma już znajomości pomiędzy MNĄ A BLACK VEIL BRIDES.
-Cześć. Coś się stało? - zapytałam jak gdyby nigdy nic.
-To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie. Andy chce zostawić zespół.
-Ashley zrozum. To było i minęło. On nie chce mnie znać, ja chce o was zapomnieć, więc może dajmy sobie spokój.
-Nie rozumiesz, że nasz zespół się rozpada.
-I co ja mam zrobić?!
-Wrócić. Potrzebujemy cie.
-Nie! Ashley dajcie mi spokój!
-Poczekaj! To chociaż się spotkajmy.
-Gdzie?
-Przyjadę do ciebie, pasuje?
-Kiedy?
-Zaraz - odłożył słuchawkę.
 
-Jezu, czy oni nie rozumieją, że nie chce mieć już z nimi nic wspólnego, czy to jest takie trudne? - zaczęłam mamrotać pod nosem.
 Szybko się ogarnęłam i wyskoczyłam szybko do jakiegoś sklepu po coś do jedzenia. Musiałam jeszcze wymyślić coś na kolacje. Hmmm..

  W końcu ktoś zapukał do drzwi.
-Cze.. - w drzwiach stanął Ashley i Andy.
 Andy wyglądał jak jedno, wielkie nieszczęście. Ale starałam się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
-Cześć, możemy?
-Tak, wchodźcie.
-Mmmm.. Ładnie tu - zagadał Ash, po czym usiedli na kanapie.
-Chcecie się czegoś napić?
-Nie, dzięki.
  Usiadłam naprzeciwko nich.
-A więc my..
-Taylor, proszę cię czy możemy zapomnieć o tej sytuacji, o tych ostatnich dniach i wrócić do tego co było kiedyś? Ja bez ciebie nie daje rady.. - zaczął Andy.
-Słuchajcie, myślałam że przyszliście tu pogadać o zespole, o tym jak przywrócić fanów, a nie o tym wszystkim. Andy, sam mi wczoraj mówiłeś, że nie chcesz mnie jako przyjaciółki, przyjęłam to do wiadomości, więc ty uszanuj też to, że odeszłam.
-Czyli już mnie nie kochasz?
-Andy.. Proszę cię.
-No to jest chyba proste pytanie. Tak czy nie?
-Nie wiem sama.
-Masz kogoś? - zapytał.
-Tak...

niedziela, 5 stycznia 2014

Przerwa - przeprosiny :c

Chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długą przerwę. Wynikało to głównie z problemów w szkole. Wszystko jednak skończyło się dobrze i chciałabym kontynuować pisanie opowiadania. Mam nadzieje, że są jeszcze osoby, które powrócą do czytania :) Liczę na WAS ! :3 Planuję także otworzyć nowy blog, który będzie bardzo różnił się od poprzednich.
  Niedługo nowy post :) Zapraszam ;*